Rozmowa z posłem Zjednoczonej Lewicy. Ma trudny okręg - na wschodzie kraju, gdzie PiS miażdży rywali, a PO nieomal remisuje z PSL. Postawił na pracę u podstaw. Jeździ dużo po małych miejscowościach, ściska ręce, rozdaje ulotki. Nie ubarwia, by pomóc swojemu ugrupowaniu.
- Jak ktoś bierze ulotkę, to nie atakuje, ale trochę o nastrojach można się dowiedzieć - mówi. Statystyczny mieszkaniec miasteczka lub wioski na wschodzie nie wie, że Leszek Miller dogadał się Januszem Palikotem i startują w wyborczym sojuszu. Nie mówiąc już o Barbarze Nowackiej, która dla komentatorów jest nadzieją na odnowę lewicy, a w Polsce lokalnej w ogóle nie jest znana.
- Jak już dochodzi do SLD, to pada: "wy już byliście" - opowiada nasz rozmówca. Pragnienie zmiany jest duże, ale nie uosabiają go nowe siły polityczne. - Nikt tam nie słyszał o Ryszardzie Petru. Emocji nie wzbudzają już Paweł Kukiz i Janusz Korwin-Mikke - relacjonuje poseł.
Takie nadzieje wzbudził Andrzej Duda. Ale ludzie zaczynają już narzekać na nowego prezydenta. - W ogóle nie zarejestrowali, że urząd objął w sierpniu. Mówią, że po pół roku powinno być już widać jakieś zmiany, a on zamiast działać, wszedł w spór z rządem. To przebija się bardziej niż inicjatywa ustawodawcza w sprawie obniżenia wieku emerytalnego, na którą bardzo czekali - przekonuje nasz rozmówca. Pointa jest jednak zawsze taka, że i tak dobrze, że udało się odsunąć Bronisława Komorowskiego. Bo PO ma fatalne notowania w takich miejscach, co zaczyna przekładać się na PSL.
- Na dożynkach odwołano oficjalne powitania gości, bo przy politykach PO i PSL była głucha cisza, a w przypadku PiS owacje - stwierdza poseł. Jego zdaniem tej partii udało się wzbudzić bardzo duże oczekiwania.