Ocenili oni, że „informacje, których udzielał, były znacznie bardziej wartościowe niż te od wielu tw.”, że szkodził „swoim potencjalnym rywalom”, miał utrudniać prowadzenie działalności niepodległościowej i konspiracyjnych spotkań. Miał też informować władze, kto w takich działaniach uczestniczy. (s. 122)
To oszczercze oskarżenie zasłużonego działacza katolickiego, który odegrał znaczącą rolę w obronie i rozwoju środowisk inteligencji niezależnych od władz komunistycznych i tworzeniu demokratycznej opozycji w latach 70-tych, nie zostało poparte żadnymi dowodami. Zamieszono kilka dokumentów wytworzonych przez SB, które nie dają podstaw do formułowania takich oskarżeń. Z dokumentów tych znacznie więcej dowiadujemy się, co funkcjonariusz SB powiedział prezesowi KIK, niż co prezes KIK powiedział funkcjonariuszowi. Owszem, prof. Święcicki zapewniał, że jest lojalnym obywatelem, co było naturalne w sytuacji prezesa legalnie działającej organizacji. Miał też obiecać w maju 1980 r., że zapobiegnie kolportażowi nielegalnych druków na spotkaniach Sekcji Kultury. W istocie literatura ta była nadal rozprowadzana przy okazji tych spotkań. Żadnych innych „dowodów” rzekomej współpracy autorzy nie podają.
Jako byli i aktualni członkowie władz Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie stwierdzamy: w 1972 r. Andrzej Święcicki, b. oficer Kedywu AK i więzień czasów stalinowskich, zgodził się kandydować na prezesa KIK w sytuacji, gdy groziło przejęcie kierownictwa Klubu przez zwolenników daleko idącej współpracy z władzami, w tym – jak się ostatnio dowiadujemy – przez tajnych współpracowników SB. Dzięki wyborowi dokonanemu w 1972 r. udało się zachować niezależność naszego środowiska, co w kilka lat potem umożliwiło współpracę środowisk młodzieży katolickiej i młodzieży laickiej w tworzącej się opozycji demokratycznej.
Klub Inteligencji Katolickiej jako legalnie działająca organizacja podlegał kontroli Urzędu ds. Wyznań, który m. in. musiał akceptować budżet KIK, oraz SB, która decydowała np. o wydawaniu paszportów. Od władz zależały pozwolenia na zebrania otwarte, na druk programów wszystkich spotkań i imprez w Klubie dla 2 tys. członków, na organizację obozów młodzieżowych. Kontakty prezydium KIK z władzami, w tym z przedstawicielami MSW, były więc nieuniknione. Nie odbywały się w tajemnicy, relacje z tych – zdarzających się od czasu do czasu - spotkań przekazywano innym członkom prezydium. Mimo nacisku oficerów SB na tajność, całe Prezydium KIK wiedziało o treści takich rozmów. Informowano też o nich często zarząd, by ludzie, których władze wymieniały w negatywnym kontekście, byli o tym poinformowani.
Wbrew oskarżeniom autorów książki prezes prof. Andrzej Święcicki nie represjonował opozycjonistów. W zarządzie KIK pracowali w tych latach aktywni uczestnicy działań KOR-u i ROPCiO: Wojciech Arkuszewski, Jan Tomasz Lipski, Wojciech Ostrowski, Bogumił Studziński i Henryk Wujec. W związku z ich zaangażowaniem zdarzały się nieraz sytuacje bardzo napięte, spotykały KIK represje i ograniczenia ze strony władzy, ale Klub z demokratycznej orientacji nie zrezygnował, a wspomniani działacze, mimo że nierzadko poddawani represjom przez władze państwowe, nadal w KIK pracowali. W szczególnie trudnym 1976 roku, w czasie ostrych represji po wydarzeniach w Radomiu i Ursusie, walne zebranie członków KIK prowadzone przez prezesa prof. Święcickiego uchwaliło apel do władz o amnestię dla prześladowanych robotników, a jeszcze wcześniej KIK, współdziałając z ks. Alojzym Orszulikiem, inicjował uchwalenie przez Konferencję Episkopatu Polski apelu o amnestię, co miało wtedy duże polityczne znaczenie.