Prof. Eric Agol z Uniwersytetu Waszyngtońskiego sugeruje w internetowym wydaniu magazynu „Astrophysical Journal Letters", że zamieszkane planety orbitujące wokół białych karłów mogą być – jeśli istnieją – znacznie łatwiej wykrywalne niż inne.
– Jeśli planeta od gwiazdy jest dostatecznie blisko, temperatura odpowiednia do utrzymania się płynnej wody na jej powierzchni utrzymywałaby się dostatecznie długo, aby mogło powstać tam życie – przekonuje prof. Agol. – Takie planety mogłyby być obserwowane z Ziemi za pomocą teleskopów wielkości 1 metra.
Białe karły to stygnące gwiazdy, kiedyś podobne do Słońca, które weszły w schyłkową fazę życia. Zazwyczaj mają 60 proc. masy naszej gwiazdy, ale wielkość porównywalną z Ziemią. Emitują znacznie mniej ciepła niż Słońce. Jeśli jądro gwiazdy nie ma wystarczająco dużo „paliwa", reakcja, w wyniku której wodór zamieniany jest w hel, ustaje, i wodór spalany jest w otoczce. Gwiazda gwałtownie puchnie – osiąga stadium tzw. czerwonego olbrzyma. Pochłania planety, które znajdują się w podobnej odległości jak Ziemia od Słońca.
Zewnętrzne warstwy gwiazdy oddzielają się i stygną, tworząc mgławicę planetarną. Jądro gwiazdy zapada się pod własnym ciężarem, wypala się powoli i stygnie. Na jego powierzchni temperatura nie przekracza 5 tys. st. C. Dalsze planety układu, których nie pochłonął balon czerwonego olbrzyma, wędrują w kierunku zapadniętego jądra.
Gdyby znalazły się w odległości od 2 do 3 mln km (bliżej niż odległość Ziemi od Słońca – ok. 150 mln km), mogłoby tam zaistnieć życie.