Do 25 września Rosja w świetle dotychczasowej doktryny nuklearnej mogła użyć broni atomowej wyłącznie w dwóch wypadkach. Gdy sama (albo jej sojusznik – Białoruś) zostałaby zaatakowana bronią atomową albo bronią konwencjonalną, co zagrażałoby istnieniu państwa rosyjskiego (bądź białoruskiego). Ostatnio Władimir Putin poszerzył jednak listę sytuacji, w których może wcisnąć przysłowiowy czerwony guzik. Kilka dni temu podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa wprost zadeklarował, że użyje broni atomowej w wypadku „agresji na Rosję dokonanej przez państwo nieposiadające broni jądrowej, ale z udziałem lub przy wsparciu państwa atomowego”.
Czytaj więcej
Rosyjski prezydent Władimir Putin przedstawił publicznie szykowane zmiany w doktrynie jądrowej, znów szantażując Zachód.
Rosja, zgodnie z zapowiedzianymi przez Putina zmianami, sięgnie też po broń atomową, jeżeli „otrzyma wiarygodne informacje o masowym starcie środków napadu powietrzno-kosmicznego i przekroczeniu przez nie granic Rosji”. Putin miał na myśli nie tylko lotnictwo, ale również kierowane pociski rakietowe, drony czy rakiety hipersoniczne. Chodzi więc o taką broń, którą obecnie dysponuje Ukraina.
Socjolog: Przyszło nowe pokolenie Rosjan. Wojnę widzieli w grach
„Wygląda na to, że to »półfinał« eskalacji jądrowej pomiędzy Rosją a NATO (...). Jeżeli dojdzie do »finału« konfrontacji, to media opowiedzieć o tym już nie zdążą” – pisze związany z władzami rosyjski dziennik „Nowyje Izwiestia”.
Propagandowe media rosyjskie, wtórując Putinowi, od lat nie tylko straszą Ukrainę i Zachód najgroźniejszą bronią, ale i oswajają rodaków z myślą, że do wojny nuklearnej prędzej czy później jednak dojdzie. – Od aneksji Krymu w 2014 roku władze przygotowują społeczeństwo do tego, że do wojny atomowej może dojść w każdej chwili. Szczyt strachu przed wybuchem III wojny światowej odnotowaliśmy w latach 2017-2018, jeszcze przed pandemią. Wówczas ok. 75 proc. Rosjan spodziewało się takiej wojny. Problem polega na tym, że w Rosji pojawiło się nowe pokolenie, które nie wie, czym tak naprawdę jest wojna. Wojnę widzieli jedynie w grach komputerowych – mówi „Rzeczpospolitej” Lew Gudkow, przebywający w Moskwie znany socjolog i dyrektor naukowy Centrum Lewady, którego władze rosyjskie uznają za „agenta zagranicznego”.