„Niech klown (czyli prezydent Zełenski, wcześniej aktor komediowy – red.) jedzie i dogaduje się o pokoju! (…) Ile to jeszcze może trwać? (…) Nienawidzę władzy z obu stron (frontu)” – napisała blogerka z milionową publicznością w Instagramie Włada Rohowenko.
Spośród nie mniej niż 11 głównie blogerek (ale i blogerów), które po ataku 8 lipca domagały się zakończenia wojny, około połowy ma ponad milion followersów swoich kont w sieciach społecznościowych.
Czytaj więcej
Rosyjski pilot przekazał ukraińskiemu wywiadowi wojskowemu (HUR) tajne informacje, które pomogły...
„Jak te suki zajeb…, tego już nie można wytrzymać. Przestańcie już wreszcie. Mam w d… jak, byle więcej nie umierały dzieci od waszych politycznych zabaw” – pisze z kolei Miła Barajewa (ćwierć miliona followersów). Większość blogerek i blogerów nie przebiera w słowach.
Wezwania „do pokoju” z zaplecza frontu i głębokich tyłów
„Świat widzi i nic nie robi. Nasz kraj okrada nasza władza. Giną dzieci i ludzie” – pisała „Werba”, czyli Julia Werbynec z Iwano-Frankiwska. Wydawałoby się, że za natychmiastowym zawarciem pokoju mogliby się wypowiadać blogerzy z terenów objętych walkami lub na bliskim zapleczu frontu, najbardziej zagrożonym atakami (jak np. zrobiła to Anna Alchim z Dnipra). Ale nie zrobił tego nikt z najbardziej dotkniętego rosyjskimi bombardowaniami Charkowa, natomiast wystąpiła „Werba” z zachodniej Ukrainy.