Ilja Ponomariow zapytany został w Polsat News między innymi o to, jak z perspektywy rosyjskiego opozycjonisty wygląda sytuacja w obwodzie biełgorodzkim po wejściu tam "Legionu Wolności Rosji" oraz "Rosyjskiego Korpus Ochotniczego". - 23 maja na mapie pojawiła się wolna Rosja i o tym trzeba pamiętać i mówić - powiedział. - Widzimy, że putinowscy urzędnicy, ludzie z FSB i policjanci uciekają - dodał, zaznaczając, że „to pokazuje, jak będzie wyglądał koniec reżimu w Rosji”. - Nie ma takiego aparatu represji, który byłby niepokonany - stwierdził.

Czytaj więcej

Ilia Ponomariow: Bez walki zbrojnej się nie obejdzie

Jak ocenił Ponomariow, jeżeli antyreżimowe oddziały zaczną być liczniejsze, to Kreml może tego nie przetrwać. - Jak nasze oddziały ruszą na Moskwę, to tam wszyscy pouciekają. Po prostu trzeba czasu. Wydaje mi się, że stanie się to wtedy, gdy będzie widać, że reżim się chwieje. To wydarzy się wtedy, gdy wojska ukraińskie wejdą na Krym. To będzie taki bodziec, który pokaże, że reżim się chwieje i trzeba będzie go popchnąć - powiedział były rosyjski deputowany i opozycjonista. Podkreślił też, że jeśli Zachód nie będzie wywierał presji na Kijów, żeby dogadał się z Moskwą, to "ten reżim można dobić".

Ponomariow poinformował również, że w Ukrainie działa obecnie pięć rosyjskich batalionów sprzeciwiających się reżimowi Putina. Opozycjonista podkreślił, że interwencja odbyła się bez ofiar i to "jest najważniejsze".