Sąd w Kijowie we wtorek podjął decyzję o areszcie dla byłego funkcjonariusza ukraińskiego wywiadu wojskowego Romana Czerwińskiego. Według śledczych wraz z kilkoma innymi osobami latem ubiegłego roku samowolnie postanowił przeprowadzić operację dotyczącą porwania rosyjskiego myśliwca bojowego. W konsekwencji, jak twierdzi strona oskarżenia, rosyjskie służby miały otrzymać dane dotyczące jednej z lokalizacji ukraińskich sił powietrznych i ostrzelać w lipcu ubiegłego roku lotnisko w Kanatowo (w obwodzie kirowohradzkim). W wyniku ostrzału zginął jeden ukraiński wojskowy, a 17 zostało rannych.
Czytaj więcej
Z dokumentów USA, które wyciekły do sieci, wynika, że za głośną akcją pod Mińskiem stali agenci u...
Czerwińskiemu zarzuca się, że nie mając zgody wyższego kierownictwa i SBU, na własną rękę wraz z innymi „ochotnikami” przeprowadzał wymierzoną w Rosjan operację. Chodzi o próbę porwania rosyjskiego myśliwca bojowego i przekupienia pilota jednej z rosyjskich jednostek sił powietrznych. Ukraińcy mieli oferować mu jeden milion dolarów, bo taką nagrodę władze w Kijowie oficjalnie ogłosiły dla rosyjskich pilotów, którzy poddadzą się i wylądują na wskazanym przez Ukraińców lotnisku. Czerwiński, jak wynika ze śledztwa dziennikarskiego Ukraińskiej Prawdy, miał współpracować z jednym z ukraińskich specjalistów IT, który bez trudu zakupił w sieci dane personalne rosyjskich pilotów. Wielu rosyjskich pilotów aktywnie udziela się na swoich profilach w sieciach społecznościowych. Jeden z nich wyrażał chęć współpracy z Ukraińcami, wysyłał zdjęcia i nagrania samolotu, a nawet wysłał żonę do Mińska, by zademonstrować chęć ucieczki z Rosji. Nie wiadomo, na jakim etapie tej operacji wkroczył rosyjski kontrwywiad, ale jako pierwsze o całej sprawie poinformowały w lipcu ubiegłego roku rosyjskie media propagandowe. Wówczas Czerwiński pełnił obowiązki dowódcy jednej z jednostek Sił Operacji Specjalnych ukraińskiej armii.
Z relacji ukraińskich mediów wynika, że na sali sądowej zaprzeczał, że działał na własną rękę. Co więcej, sugerował, że sprawa ma podłoże polityczne i zarzucał śledczym fałszowanie dowodów. Powiązał to też z głośną sprawą z lipca 2020 roku, gdy ukraińskie służby próbowały ściągnąć poprzez Białoruś kilkudziesięciu najemników grupy Wagnera, którzy uczestniczyli w wojnie przeciwko Ukrainie od 2014 roku. Mieli znaleźć się na pokładzie samolotu z myślą, że lecą do jednego z państw Ameryki Południowej, ale zostaliby uziemieni w Kijowie. Ostatecznie operacja się nie powiodła, a „wagnerowców” na Białorusi zatrzymały służby Aleksandra Łukaszenki, który wystraszył się prowokacji przeciwników w obliczu zbliżającej się kampanii wyborczej. Wszystkich zatrzymanych wysłał do Rosji. W Kijowie długo nie przyznawano się do tej operacji, aż kilku wysokiej rangi funkcjonariuszy służb zaczęło o jej niepowodzenie oskarżać biuro prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Był wśród nich i Czerwiński, przez to został zwolniony z wywiadu wojskowego. Wówczas w ukraińskich mediach mówił, że po nagłośnieniu sprawy zwolniono niemalże wszystkich funkcjonariuszy, którzy uczestniczyli w tamtej operacji.