- No, dlaczego go nie kropnęliśmy – pytała w swoim programie telewizyjnym jedna z najważniejszych rosyjskich propagandystek Olga Skabiejewa. Część jej gości próbowała tłumaczyć, że „to problem, kto go zastąpi. On ma jednak własne zdanie a (wiceprezydent) Kamala Harris jest zupełnie bezwolna”. Nikt nawet się nie zająknął, że ewentualny zamach na prezydenta USA automatycznie oznacza wojnę ze Stanami Zjednoczonymi, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Podobnie nonsensowne, obraźliwie lub chamskie wyjaśnienia zalały rosyjskie media i fora internetowe. „Biden w Kijowie. Alarm przeciwlotniczy to tam włączona tylko tak, dla podkreślenia atmosfery. Kampania przedwyborcza (amerykańskiego prezydenta) idzie pełną parą” – napisał jeden z tzw. wojenkorów, rosyjskich korespondentów wojennych zajmujących się wojną na Ukrainie.
W momencie, gdy prezydenci Biden i Zełenski wychodzili z kijowskiego Soboru Michajłowskiego rozległa się syrena alarmu przeciwlotniczego z powodu startu rosyjskich samolotów Mig-31 z lotnisk na Białorusi. Te Migi mogą być uzbrojone w rakiety Kindżał, najnowsze i hiperdźwiękowe pociski rosyjskie.
Czytaj więcej
Czołowi rosyjscy politycy nie zabrali publicznie głosu w pierwszych godzinach po informacji o wizycie Joe Bidena w Kijowie. W ocenie ekspertów należy spodziewać się jeszcze ostrzejszego wystąpienia Władimira Putina.
„Biden idzie pod dźwięki syren alarmu, co może być piękniejszego? Repetycja przed takimi syrenami w Waszyngtonie” – pisał jeden z rosyjskich internautów. Szczególnie burzliwe dyskusje odbywały się właśnie pod postami „wojenkorów”. Wydaje się, że przynajmniej dwóch z nich wcześniej wiedziało o wizycie Bidena, możliwe że od wysokiej rangi rosyjskich dowódców. Możliwe, że Amerykanie wcześniej informowali Moskwę o podróży prezydenta.