Najemnicy z Grupy Wagnera uciekają z frontu. Jeden chciał wrócić do łagru

Żołnierz najemny, który zdezerterował z frontu, próbował wrócić do łagru, w którym go zwerbowano

Publikacja: 02.02.2023 14:26

Czołg zniszczony w obwodzie charkowskim

Czołg zniszczony w obwodzie charkowskim

Foto: PAP/Abaca

Czytaj więcej

Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 344

- Myślałem, by wrócić i dosiedzieć resztę wyroku, ale znajomi wyjaśnili, że wykreślono mnie z rejestru skazanych – powiedział dziennikarzom więzień-najemnik, przedstawiany jako „Nikołaj Troszkin”.

Do najemników Wagnera zgłosił się jesienią, po wizycie w jego łagrze właściciela firmy, Jewgienija Prigożina. – To poważny koleś, ma autorytet, jeśli może człowieka zabrać z łagru. Wszyscy mu uwierzyli – opowiadał. Prigożin obiecywał amnestię i „pieniężną nagrodę” w zamian za pół roku walki na Ukrainie.

Na komisji lekarskiej „Troszkina” zapytano jedynie, czy ma gruźlicę albo jest nosicielem HIV. Ponieważ odpowiedział „nie”, wysłano go do obozu w okupowanym ukraińskim obwodzie ługańskim.

Czytaj więcej

Ławrow mówi o Mołdawii jako "antyrosyjskim projekcie" Zachodu

Według danych rosyjskiego zarządu więziennictwa, w 2022 roku liczba więźniów w Rosji zmniejszyła się o 33 tysiące. Nie wszyscy zostali rzecz jasna zwerbowani przez Wagnera. Jednak wywiady zachodnie i ukraiński szacują, że byli więźniowie stanowią obecnie większość 40-tysięcznej armii Wagnera.

Od jesieni ubiegłego roku pojawia się oraz więcej informacji o dezerterach spośród zwerbowanych więźniów. Co najmniej dwukrotnie ukraińskie oddziały odnotowywały tuż za linią frontu pościgi najemników Wagnera za uciekającymi więźniami. Złapanych rozstrzeliwano na miejscu.

Wszyscy przybyli z łagrów szybko orientują się, że „grupy szturmowe”, do których ich przydzielają, to zwykłe „mięso armatnie”. – Przez około półtorej tygodnia uczyli nas strzelać, naboje dawali tylko na strzelnicy, a po strzelaniu trzeba było pokazywać puste magazynki – mówi „Troszkin”. Tych, którzy nie wykonywali rozkazów lub łamali dyscyplinę „zerowano” czyli rozstrzeliwano.

Czytaj więcej

Ukraina: Seksbiznes w czasie wojny zarządzany przez policję

Obóz „Troszkina” znajdował się w pobliżu linii frontu i został w końcu zaatakowany przez ukraińskie oddziały. Więźniowie-najemnicy nie mieli jak się bronić, bo amunicję dostawali tylko na naukę strzelania. – Jak się zaczęło zamieszanie i wszyscy rozbiegli się na wszystkie strony, to z jednym kolesiem pobiegliśmy do najbliższej wioski – opowiadał. Z oddali słyszeli serie z broni maszynowej i doszli do wniosku, że wszyscy ich koledzy zginęli, bo nie mieli naboi.

Z wioski dotarli do Ługańska, ale tam złapał ich patrol miejscowych separatystów i zawiózł… na komisję poborową, by wcielić do swoich oddziałów. „Troszkin” przypomniał sobie komisję lekarską w swoim łagrze i powiedział „ługańskim”, że ma HIV – od razu wyrzucili go za drzwi. Piechotą, autobusem i autostopem, przez Donieck i Moskwę, dojechał na rodzinną Syberię. Teraz formalnie jest wolny, ale boi się, że znajdą go „wagnerowcy”.

Jeden z były najemników, skazany za handel narkotykami, wrócił do swej rodzinnej miejscowości, w lasach 300 km na północ od Moskwy i we własnym mieszkaniu założył melinę z narkotykami

Nie wiadomo dokładnie w jaki sposób łagiernicy są ułaskawiani. Według jednej z wersji wszyscy zwerbowani, już w momencie wysłania na Ukrainę, są amnestionowani tajnym dekretem prezydenta Putina.

Większość z tych, którzy nie zdezerterowali, wrócili żywi, a na wojnie nie zostali inwalidami, szybko popada ponownie w konflikt z prawem. Grupa Wagnera wydrukowała nawet specjalne ulotki w formie komiksu, gdzie wypisano dekalog byłych najemników, m.in. nie obrażać się na pracowników wymiaru sprawiedliwości, nie pić, nie ćpać, nie kraść, a w razie „tęsknoty” - dzwonić pod specjalny numer telefonu.

Ale wszystko szybko wraca na stare tory. Jeden z były najemników, skazany za handel narkotykami, wrócił do swej rodzinnej miejscowości, w lasach 300 km na północ od Moskwy i we własnym mieszkaniu założył melinę z narkotykami. Został zatrzymany, założono mu elektroniczną bransoletę więziennego nadzoru. Przeciął ją i uciekł zostawiają policjantom wiadomość: „Pojechałem znów walczyć na Ukrainie. Nie wspominajcie mnie źle”.

- Myślałem, by wrócić i dosiedzieć resztę wyroku, ale znajomi wyjaśnili, że wykreślono mnie z rejestru skazanych – powiedział dziennikarzom więzień-najemnik, przedstawiany jako „Nikołaj Troszkin”.

Do najemników Wagnera zgłosił się jesienią, po wizycie w jego łagrze właściciela firmy, Jewgienija Prigożina. – To poważny koleś, ma autorytet, jeśli może człowieka zabrać z łagru. Wszyscy mu uwierzyli – opowiadał. Prigożin obiecywał amnestię i „pieniężną nagrodę” w zamian za pół roku walki na Ukrainie.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Ofensywa Rosji w obwodzie charkowskim. Biały Dom nie spodziewa się przełomu
Konflikty zbrojne
Czy pojawił się drugi front w wojny w Ukrainie? Rosjanie atakują charkowszczyznę
Konflikty zbrojne
USA ogłoszą nowy pakiet pomocy. Broń za 400 mln dolarów dla Ukrainy
Konflikty zbrojne
Ukraińskie drony atakują coraz dalsze cele. Rosyjska obrona przeciwlotnicza bezradna
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Konflikty zbrojne
Beniamin Netanjahu odpowiada na groźby Joe Bidena. "Możemy walczyć paznokciami"