Jeszcze w niedzielę do ataku włączyły się ukraińskie oddziały na zachodnim krańcu frontu, na prawym brzegu Dniepru. Przy wsparciu dużej ilości czołgów przełamały na północy obronę i po całym dniu walk były 30 kilometrów dalej na południu, zagrażając okrążeniem całego rosyjskiego zgrupowania. „Prośba! Jak ktoś z was ma dojście do dowództwa lotnictwa, niech prosi o wsparcie nas z powietrza” – pisali zrozpaczeni rosyjscy żołnierze w jawnych postach w sieci społecznościowej Telegram. Błaganie musiało dotrzeć do dowództwa, bowiem wyjaśniło ono, że samoloty nie mogą latać z powodu pogody.
W obliczu możliwych kolejnych klęsk Kreml milczy
Rosjanom udało się w końcu zatrzymać ukraińskie czołgi w miejscowości Dudczany nad Dnieprem. Ale wtedy Ukraińcy ruszyli do ataku na zachodzie, znów grożąc otoczeniem rosyjskich oddziałów.
Rosyjskie dowództwo przyznało w końcu, że „przeciwnikowi udało się włamać w linie naszej obrony”, a wojska znów musiały się cofać.
– Jestem pod wrażeniem metodycznej pracy ukraińskiego sztabu generalnego, stworzenia właściwych warunków wokół Chersonia przed atakiem, dobrego wykorzystania terenu, ataków bronią dalekiego zasięgu. Wszystko razem przykuło rosyjskie wojska i uniemożliwiło im zarówno ucieczkę, jak i otrzymanie pomocy – podsumował atak były dowódca amerykańskich wojsk w Europie gen. Ben Hodges.
Gdzie jest mapa
W obliczu możliwych kolejnych klęsk Kreml milczy. Są one tym dotkliwsze, bo poniesione na świeżo anektowanych terenach. – Nie znam w historii przypadku, by ktoś przyłączał tereny, nad którymi w pełni nie panuje – krytykował Kreml w jednym z rosyjskich programów propagandowych dziennikarz Maksim Jusin. Jak na razie to jedyny taki głos w Moskwie.