Prezydent Andrzej Duda wraz z ukraińskim przywódcą Wołodymyrem Zełenskim zatrzymali się we wtorek na chwilę na tarasie z widokiem na Kijów. Słoneczny dzień, stolica odpierającego od ponad pół roku rosyjską agresję państwa. Żaden z nich nie wiedział, jaki „prezent” Putin przygotuje Ukraińcom z okazji obchodzonej w środę 31. rocznicy ukraińskiej niepodległości. Niepodległości, której nie uznaje i którą od 24 lutego próbuje zrównać z ziemią.
Zachodni eksperci ostrzegali, że Rosja w najbliższych dniach może przeprowadzić zmasowany atak rakietowy na ukraińską stolicę, uderzyć w dzielnicę rządową i w najważniejsze ośrodki władzy. Andrzej Duda mimo to postanowił pojechać do Kijowa i stanąć obok Zełenskiego. – W tej wojnie Polska jest, Ukraino, twoim zapleczem, Polska jest twoim sojusznikiem, Polska jest domem, bracia, dla waszych rodzin i dzieci! – zapewniał podczas II Forum Platformy Krymskiej w Kijowie. Reszta z niemal 40 zagranicznych przywódców łączyła się zdalnie. Duda zaryzykował, tak jak ryzykuje cała Polska, okazując Ukrainie wielomiliardowe wsparcie militarne i stając się głównym zapleczem logistycznym dla Kijowa. W imię czego ponosimy takie ryzyko?
Czytaj więcej
Mimo ryzyka uderzenia rakietowego na Kijów polski prezydent udał się do ukraińskiej stolicy.
– Przyzwoitość nakazuje pomoc człowiekowi, który znalazł się w dramatycznej sytuacji. A napadnięta przez Federację Rosyjską Ukraina pomocy właśnie dziś potrzebuje. Ale chodzi również o polskie bezpieczeństwo. Musimy pamiętać, że każdy zniszczony rosyjski czołg w Ukrainie to potencjalnie jeden rosyjski czołg mniej na polsko-rosyjskiej czy polsko-białoruskiej granicy - mówi „Rz” Michał Dworczyk, szef KPRM.
Po pół roku mordercza wojna zamieniła się w artyleryjskie pojedynki na froncie długim na kilkaset kilometrów. Od sześciu miesięcy kilkaset tysięcy żołnierzy tkwi prawie w miejscu. Dzięki ogromnej przewadze w artylerii Rosjanom udaje się jednak posuwać powoli naprzód: w Donbasie i w okolicach Mikołajowa zajmują kilkaset metrów dziennie.