– Tak jak i poprzednio obserwujemy minimalne – w najlepszym przypadku – postępy rosyjskiej armii w Donbasie. Zajęli tylko nieznaczne tereny na wschód od Iziumu i Popasnej, ale ich posuwanie się było ospałe i nierównomierne – podsumował w rozmowie z dziennikarzami ostatnie walki na wschodzie Ukrainy anonimowy urzędnik Pentagonu.
– Zauważyliśmy, że rosyjska armia boi się ryzykować i stara się unikać strat, zarówno w swoich wojskach lądowych, jak i lotnictwie – dodał.
Pośladek generała
Z tej przyczyny przebieg linii frontu nie ulega wielkim zmianom już drugi tydzień po rozpoczęciu „drugiej fazy” (jak oficjalnie nazywają to w Moskwie) rosyjskiego ataku. Według brytyjskiego ministerstwa obrony około jedna czwarta rosyjskich sił wydzielonych w lutym do ataku na Ukrainę obecnie jest „uznawana (przez rosyjskie dowództwo – red.) za nadal niezdolne do walki”. „Niektóre z najbardziej elitarnych jednostek, w tym powietrzno-desantowe, poniosły takie straty, że potrzebują kilku lat, by się odnowić” – stwierdzili Brytyjczycy.
Animuszu rosyjskim żołnierzom nie dodał nawet szef rosyjskiego sztabu generalnego, generał Walerij Gierasimow, który pod koniec ubiegłego tygodnia przyjechał do Iziumu, by osobiście dowodzić atakami. Już po kilku dniach zniknął z linii frontu. Ukraińskie oddziały ostrzelały bowiem sztab 2. armii rosyjskiej, w której miał przebywać. Według informacji z Kijowa ofiarami ataku stało się kilkudziesięciu wysokiej rangi rosyjskich oficerów, w tym generał Andriej Simonow z Zachodniego Okręgu Wojskowego.