– Módlmy się za naszych wrogów, by Bóg dał im rozum – takie wezwanie usłyszałem podczas nabożeństwa w Wielki Czwartek w cerkwi katedralnej w Tarnopolu. To ukraińska cerkiew prawosławna, niepodlegająca patriarchom moskiewskim. Powtarzam tę myśl kilku znajomym, najpierw w Tarnopolu, a potem w Kijowie. Odpowiedź jest zawsze podobna: o rozum dla Rosjan można się pomodlić, ale oni go nie mają.
Chcą wracać
Metropolita Epifanij, zwierzchnik ukraińskiej cerkwi, jest bardziej finezyjny. W swoim słowie do wiernych na Wielkanoc kilka razy powtarza słowo „peremoha”. Mówi o zwycięstwie Chrystusa nad śmiercią, ale nawiązanie do wojennej rzeczywistości jest raczej nieprzypadkowe.
– Ciężko tam na wschodzie – mówi zatroskany Georgij Jankowski, prawosławny kapelan batalionu „Ajdar”, który właśnie walczy pod Charkowem. Sam Jankowski, który przyznaje się do polskich korzeni, tylko czasem bywa na froncie, bo zdrowie mu nie pozwala. Ale na swoją sutannę narzucił polowy mundur swojej jednostki i tak ubrany zjawił się w kijowskim Soborze Świętego Michała.
Czytaj więcej
W Kijowie wojnę czuje się coraz mniej, Wielkanoc przebiegła spokojnie. Tragedia rozgrywała się w Odessie, gdzie uderzyły rosyjskie rakiety.
– Ja im dodaję ducha, ale na szczęście w Ajdarze mają też dobrą broń. I wygrają – zapewnia ojciec Jankowski.