Zdaniem Szamanowa "to zwykła praktyka". - Jeśli istnieje możliwość zagrożenia atakiem, statki zgrupowane przy nabrzeżach portowych wychodzą do strefy bliskiego manewrowania, po to, by uniemożliwić zniszczenie jednym pociskiem więcej niż jednego okrętu - wyjaśniał dziennikarzom na pytanie agencji Interfax.
Wcześniej o opuszczeniu portu Tartus informowała gazeta "Kommersant". Z opublikowanych zdjęć z 11 kwietnia wynika, że pozostała tylko jedna łódź podwodna, wypłynęło zaś siedem okrętów, dwa kutry przeciwdesantowe "Graczonok" oraz dwie łodzie podwodne z silnikami Diesla.
W Tartus mieści się baza rosyjskiej marynarki. Na Morzu Śródziemnym działa rosyjska eskadra w składzie około 15 okrętów wojennych.
W środę Aleksiej Kondratiew, wiceprzewodniczący komisji obrony izby wyższej rosyjskiego parlamentu, zapowiedział, że "Rosja użyje swych okrętów na Morzu Śródziemnym, by chronić zasoby rosyjskie w Syrii przed ewentualnym atakiem amerykańskim". Zaznaczył, że w tym celu użyte zostaną m.in. jednostki marynarki.
W środę prezydent USA Donald Trump napisał na Twitterze, że Rosja powinna się przygotować na wystrzelenie przez USA "inteligentnych pocisków" w kierunku Syrii w odpowiedzi na atak chemiczny w Dumie koło Damaszku. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ odpowiedziała, że ewentualny atak może zniszczyć dowody na użycie nielegalnej chemicznej broni.