Najlepszym symptomem kłopotów, w jakich znalazł się PiS, jest sytuacja, w której o tym, że partia rządząca może utracić większość w parlamencie, opinia publiczna dowiedziała się od posła, o istnieniu którego nawet 95 proc. komentatorów politycznych do wczoraj nie miała nawet zielonego pojęcia. Poseł Lech Kołakowski, bo tak nazywa się poseł, który we wtorek rano ogłosił, że odchodzi z PiS, podkreśla, że nie działa sam, lecz grupa buntowników z pewnością wystarczy na założenie koła. To oczywiście pokłosie głosowania w sprawie „piątki Kaczyńskiego dla zwierząt”, po którym prezes PiS jednoosobowo zawiesił w prawach członków kilkunastu posłów, którzy zagłosowali przeciw, na czele z ówczesnym ministrem rolnictwa Janem Krzysztofem Ardanowskim. Później pojawiały się przecieki, że Ardanowski odejdzie z pięcioma innymi posłami. Kołakowski był jednym z nich. Pytanie ilu buntowników będzie jeszcze. Kołakowski spekuluje nawet, że powstanie klub (do tego potrzeba 15 parlamentarzystów).