Z wieloma działaniami Prawa i Sprawiedliwości można się nie zgadzać. Niektórzy komentatorzy wskazywali, że PiS wprowadza wątki antyniemieckie do kampanii wyborczej, podkreślając, że to błąd.

Ale to, na co pozwolił sobie Martin Schulz, nie jest zwykłym błędem, lecz łamaniem wszelkich reguł w relacjach międzypaństwowych. Szczególnie między Polską a Niemcami. Bo każdy niemiecki polityk, który zna przeszłość naszych stosunków, który ma choć blade pojęcie o historii obu narodów, ugryzie się trzy razy w język, zanim zacznie pouczać Warszawę.

Takich słów, na jakie pozwolił sobie Schulz, nie można wypowiadać wobec żadnego polskiego rządu. Niezależnie od tego, czy to gabinet PiS, PO czy SLD. To nie tylko brak wyczucia, lecz niesłychana buta niemieckiego polityka.

Trudno pojąć, co mogło kierować Martinem Schulzem. Czy to wyraz wdzięczności po niedawnym berlińskim spotkaniu niemieckich socjaldemokratów z liderami SLD, którzy obiecali, że będą bronić Niemców przed agresją PiS? A może Schulz zawarł tajny sojusz ze sztabowcami PiS, by wzmocnić korzystne dla nich nastroje antyniemieckie w Polsce? Bo przecież trudno uwierzyć, że jest kompletnie nieodpowiedzialny...Dobrze by było, aby niemiecki rząd szybko odniósł się do słów ważnego polityka współrządzącej w Niemczech partii. Sam Martin Schulz powinien publicznie przeprosić Polaków. A i polscy politycy powinni się na przyszłość zastanowić, jakie skutki może mieć wciąganie Niemiec do naszej polityki.