Pytanie tylko, czy Kaczyński rozumie to, co zapewne rozumiał Tusk: że lepiej dla partii mieć nawet ociupinkę za duże skrzydła, niż nie mieć ich wcale. Ale też nie wiadomo, czy rozumieją to wyrastające ponad miarę skrzydła?
Wiele wskazuje na to, iż w sobotę Jarosław Kaczyński odniesie podczas kongresu PiS zdecydowane zwycięstwo nad swoimi wewnątrzpartyjnymi oponentami. Co nieco wskazuje też jednak na to, że będzie to zwycięstwo pyrrusowe. Zwycięstwo, które w dłuższej perspektywie Prawu i Sprawiedliwości – a zatem również Jarosławowi Kaczyńskiemu – może się nie opłacić, bo może doprowadzić to ugrupowanie do wyborczej porażki.
Dobra partia powinna być niczym dobre przedsiębiorstwo, czyli musi móc sprawnie działać, czego nie da się osiągnąć w warunkach braku spoistości. To fakt.
Ale też faktem jest, że w żadnym razie kryteriom dobrej firmy nie odpowiada przedsiębiorstwo, w którym pracownikom nie wolno kwestionować celów na etapie ich formułowania. A tak, jak się wydaje, jest teraz w PiS.
Wyrzucanie oponentów, uniemożliwianie swobodnej wymiany poglądów na pewno nie sprzyjają wspólnemu znajdowaniu najlepszej drogi wyjścia z kryzysowej sytuacji. Ba, może oznaczać, że wybrana zostanie droga prowadząca donikąd. I co prawda w takim wypadku podczas następnego kongresu PiS nie trzeba już będzie utajniać przed opinią publiczną wewnątrzpartyjnej dyskusji (bo jej nie będzie), ale też może to już nie być kongres największej, lecz znacznie mniej znaczącej partii opozycyjnej.