Publicyści "Przeglądu" na przykład co tydzień demaskują mnie jako gościa zarabiającego kupę kasy, i słusznie, kto zna nakłady moich książek, przyzna, że mają powody do zazdrości.

Z kolei publicystka "Naszego Dziennika" wściekle rzuca się na mnie, że atakuję ojca dyrektora nie jako "szeregowy komentator" ani "zdystansowany, niezależny publicysta", ale "osoba wpływowa i opiniotwórcza, o wysokiej pozycji w polityczno-medialnym światku". Co do tego nie ma dyskusji, tyle tylko że publicystka nic kompletnie nie zrozumiała, nawet tego, że akurat w inkryminowanym felietonie właśnie jej guru broniłem.

W "Tygodniku Powszechnym" natomiast pastwi się nad moim felietonem Józefa Hennelowa w stylu podniosłego bzdurzenia, że "nie warto" kolekcjonować czyichś głupich wypowiedzi zamiast mądrych, a już zwłaszcza, żeby te głupie cytował "poważny felietonista poważnej gazety". Pani Hennelowa niestety unika nazwisk. Szkoda. Gdyby napisała, że chodzi o cytaty ze Stefana Niesiołowskiego, nawet jej czytelnik musiałby przyznać, że innych wypowiedzi w tym wypadku znaleźć nie ma szansy.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/01/10/sztuka-rozumienia-tekstu/]Skomentuj na blogu[/mail][/ramka]