Charakterystyczne, że tej wypowiedzi nie pokazano w prawie żadnym z telewizyjnych programów informacyjnych, choć pochodziła z kamerowanej przez wszystkich konferencji prasowej ministra, była zwarta, wyrazista i w ogóle spełniała wszystkie kryteria dobrej newsowej setki.

Jedyne logiczne wyjaśnienie tej sytuacji jest takie, że wydawcy telewizyjnych dzienników, generalnie identyfikujący się z partią rządzącą i dbający, aby dobrze u nich wypadała, uznali, że minister przegiął.

Każde dziecko widzi, że likwidacja stoczni to sromotna klęska, niechby minister Grad zrzucał winę na poprzedników, niechby ściemniał jakoś w granicach rozsądku, ale z takim tupetem ogłaszać klapę sukcesem? To już jego kolega od sportu prędzej mógłby twierdzić, że odniósł 90-proc. sukces w walce z PZPN. Ludzie, gdyby go puścić na antenę, uznaliby, że minister kpi albo o drogę pyta. Nie pierwszy to przypadek, gdy kompromitującą wypowiedź kogoś z rządzącej ekipy dziennikarze troskliwie wyciszają. Gdyby coś podobnego palnął ktoś z PiS, to co innego, ale tak…

Osobiście myślę, że platformerscy redaktorzy okazali tu małość ducha i zgrzeszyli brakiem zaufania do swych patronów. Jak minister Grad mówi, że sukces, to wie, co mówi. Nie tylko udało się wreszcie zlikwidować siedlisko anarchii i warcholstwa, ale jeszcze kroi się spory zarobek dla deweloperów, między których podzieli się stoczniowe tereny.