Ten drugi szybko odszedł, uznając, że ta władza nie potrzebuje jego rad i wiedzy, tylko nazwiska i tytułu, mających stanowić marketingową zasłonę dla faktu, iż w istocie nie robi nic dla uzdrowienia polskiej gospodarki.

Pierwszy na urzędzie pozostał, wierzę, że z przyczyn pozytywistycznych, nie prywatnych (bo cóż to dla profesora owej szkoły za kariera, minister III RP?) – i, niestety, z czasem coraz bardziej staje się ilustracją prawidłowości zawartej w przysłowiu: "Kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one".

Ostatnio, tłumacząc się przed Sejmem z budżetowych trudności, minister przywołał między innymi popularną w jego partii opinię, że kryzysowi winien jest Jarosław Kaczyński, bo beztrosko obniżył składkę rentową i niektóre podatki. Pomińmy, że do niedawna ilekroć PiS próbował się tą obniżką chwalić, posłowie PO przypominali gromko, że stało się to z ich inicjatywy i ich głosami.

Ważne, iż jest to zarzut bzdurny, podobny do dawnych pretensji SLD do Balcerowicza, że chłodził gospodarkę, a teraz mamy recesję Jak mówił śp. Jonasz Kofta, są ludzie, których "noblesse oblizało", i takim po prostu mniej wolno. Od gadania bzdur mamy dość Niesiołowskich i Palikotów; minister Rostowski, profesor ekonomii, nie powinien z nimi konkurować. Poza tym, że ministrem się bywa, a reputację ma człowiek tylko jedną, to naprawdę nie uchodzi. – albo do pretensji głupawego kierowcy do żony, że kiedy gnał po pustej szosie 150 na godzinę, kazała mu zwolnić, no i teraz, masz babo, stoimy w korku przed zamkniętym szlabanem kolejowym.

[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/01/27/rostowskiemu-nie-uchodzi/]skomentuj na blogu[/link][/b]