Reklama

Rządowy kryzys wizerunkowy

Donald Tusk zacisnął powieki. Długo się koncentrował i wreszcie otworzył. Na ekranie laptopa dalej otwarty był portal Gazeta.pl.

Publikacja: 16.02.2011 19:21

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Rzeczpospolita

A po oczach bił główny tytuł:

„Radny PO gwałcił dziecko w samochodzie”.

– Mówią, że jestem jak Gierek, a ja ich jak Gomułka! – wysyczał (bezgłośnie) premier i próbował cisnąć w Igora Ostachowicza popielniczką. Był tak sugestywny, że Ostachowicz zanurkował pod stolik. Ale po chwili się wynurzył. Bo przecież żadnej popielniczki w gabinecie premiera nie było od lat.

– To Meller. To wszystko ten Meller – wyrzucił z siebie Ostachowicz, by ubiec Tuska, który wyraźnie chciał pod jego adresem powiedzieć coś niepochlebnego. – Ale już neutralizujemy.

– Czyli co?

Reklama
Reklama

– Czyli przykryjemy!

To słowo przypomniało premierowi lepsze czasy. Zaczerpnął oddechu.

– Jak?

– No… – zająknął się Ostachowicz. Przez chwilę się wahał, ale w końcu powiedział:

– Dzwoniłem do Janusza.

Zamilkł, bo to imię od pewnego czasu było zakazane w tym gabinecie. Ale wyraźnie nie dziś.

Reklama
Reklama

– No? – spytał premier ponaglającym głosem.

– No wiesz… on nas teraz tak nie za bardzo, ale z drugiej strony też potrzebuje jakiegoś show. I udało mi się go namówić… – tu Ostachowicz znowu się zawahał, ale obrzucony przez Tuska spojrzeniem, którego znaczenia nie zrozumieli we właściwym czasie Gilowska, Piskorski, Rokita i Schetyna, wyrzucił z siebie:

– Pojedzie na Wawel z młotem pneumatycznym i alkomatem.

I zacznie rozwalać sarkofag.

To coś, co przeleciało koło głowy Ostachowicza, to jednak była popielniczka. Ciężka, kryształowa. Może kiedyś używana przez Gomułkę. Teraz zmaterializowana siłą woli premiera. Ostachowicz nie czekał na ciąg dalszy. Skoczył w stronę obitych skórą drzwi.

I nie musiał nawet ich otwierać, bo same się otworzyły i do gabinetu wpadł Tomasz Arabski z jakimś papierem w ręku. Minę miał radosną. Ostachowicz wyrwał mu papier z nadrukiem GfK Polonia.

Reklama
Reklama

– Donald, zobacz! – wykrzyczał, zabrakło mu tchu i osunął się na dywan. Obok niego ciężko usiadł Arabski. A po chwili, nie zważając na otwarte drzwi do sekretariatu, przez które ciekawie zaglądały sekretarki i BOR-owcy, dołączył się do nich sam Tusk.

– Jednak 46 procent… – wyszeptał. Przez chwilę siedział na dywanie. A po chwili wstał. I powiedział:

– Więc tak właściwie, to o co nam chodziło?

Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po co te dziwne aluzje, pośle Ćwik? Czy wracają czasy rechoczących wujków?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Rekonstrukcja, czyli Donald Tusk idzie na wojnę
Komentarze
Rusłan Szoszyn: 40 minut udawania w Stambule. Dlaczego Władimir Putin nie spieszy się z końcem wojny?
Komentarze
Michał Płociński: Premier Radosław Sikorski. To kiedy Donald Tusk ustąpi?
Komentarze
Rekonstrukcja rządu. Donald Tusk nie przypadkiem skupił się na trzech kwestiach
Reklama
Reklama