Na pierwszy rzut oka decyzja premiera Mateusza Morawieckiego o skierowaniu Konwencji Stambulskiej do Trybunału Konstytucyjnego jest ryzykowna, bo nie zadowoli nikogo. Ci którzy ogłosili się obrońcami tradycyjnych wartości i chcieli Konwencję wypowiedzieć, będą tak samo zawiedzeni, jak ci, którzy uważają że jest ona gwarancją ochrony praw kobiet, a jej wypowiedzenie będzie nie tylko barbarzyństwem, ale i dowodem, że prawica chce by kobiety padały ofiarą przemocy.
Ale tak naprawdę to sprytny ruch. Morawiecki nie chciał wpaść w pułapkę, którą zastawił na niego Zbigniew Ziobro, ale równocześnie nie chciał go upokarzać, odrzuceniem wniosku o wypowiedzenie konwencji.
Premier postanowił więć kupić czas. A konwencja staje się teraz problemem Trybunału Konstytucyjnego, nie premiera, rządu czy szerzej obozu rządzącego. Sprawa na wiele miesięcy trafi więc do pałacyku przy alei Szucha, gdzie urzęduje prezes Julia Przyłębska. Można by wręcz stwierdzić, że premier przerzucił gorący kartofel, który podrzucił mu Zbigniew Ziobro, przez płot – Trybunał wszak sąsiaduje z Kancelarią Premiera.
Warto przypomnieć, że podobnie PiS postąpił w sprawie tzw. przesłanki eugenicznej dotyczącej aborcji. Jej delegalizacji domagała się część środowisk związanych z Kościołem. PiS jednak – szczególnie po tzw. czarnym proteście – nie chciał brać za sprawę odpowiedzialności. Skorzystał z rozwiązania, które zaproponowała grupa konserwatywnych posłów, którzy przepis zaskarżyli do Trybunału Konstytucyjnego. Teraz ilekroć PiS jest pytany o aborcję eugeniczną, rozkłada ręce i mówi, że czeka na rozstrzygnięcie TK, gdzie sprawa wiele miesięcy temu zniknęła. Tak samo teraz będzie mógł odpowiadać PiS, gdy będzie wracało pytanie co dalej z konwencją.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że wniosek premiera do TK ma małe znaczenie faktyczne, ponieważ ratyfikując konwencję Polska złożyła odrębny protokół mówiący, że będzie ją stosować wyłącznie w zgodzie z Konstytucją RP. Nawet więc, jeśli TK uznałby niezgodność konwencji, to i tak nie miałoby to wpływu na jej stosowanie w Polsce.