Dziś to gra masowa. Grają miliony. Znaleźć się w czołówce jest niepomiernie trudniej. Dlatego wysoka pozycja rankingowa Agnieszki jest szczytem tego, co osiągnęli polscy tenisiści obojga płci.

To prawdy bezdyskusyjne. Podobnie jak kolejne, że Agnieszka jest bardzo młoda, ma wszystko przed sobą i z roku na rok poprawia swój tenis. Trudno tego nie dostrzec.

Ale jest coś jeszcze, co trudno postrzegać inaczej, niż główny mankament naszej tenisistki. Agnieszka cudownie bryluje i wyrabia punkty w turniejach niższej rangi. Ale przy wielkim szlemie spala się psychicznie. Im bliżej końca turnieju, tym gra coraz bardziej nerwowo. Z Li Na mogła wygrać, czego już nieraz dokonywała. Na własne życzenie przegrała w pierwszym secie. W drugim secie pękła - moim zdaniem - jej psychika. Polka wmówiła sobie, że to nie jest jej dzień, tak jak wszystkie dotąd w tym roku były właśnie jej dniami.

Szkoda Radwańskiej i szkoda Australii. Szkoda pierwszego polskiego Wielkiego Szlema, który jeszcze wczoraj wydawał się na horyzoncie. Życząc jak najlepiej naszej tenisowej dumie (i cudownej dziewczynie), radzę: Agnieszko, musisz zgasić ten szlemowy pożar w swojej głowie. Na pewno potrafisz. Następna szansa już w Paryżu. Trzymamy kciuki.