Na razie z tymi przemyśleniami jest niezbyt dobrze, skoro wiceminister sprawiedliwości, Michał Woś, każe traktować organizatorów protestów jak przestępców. To przywołuje niestety skojarzenia fatalne. „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie” – mówił niegdyś Józef Cyrankiewicz – ale nie jest to raczej dziedzictwo, na które powinny powoływać się władze demokratycznej i wolnej Polski. Tu potrzebne są inne słowa: „Solidarność – to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni – przeciw drugim”.
W realiach rozpętanej właśnie wojny ideologicznej o taką solidarność jest trudno. Czas więc zrobić krok w tył. Próba kompromisowego rozwiązania, inicjatywa prezydenta Andrzeja Dudy, to krok w dobrą stronę, ale może okazać się niewystarczający, bo i tak oznacza ruch w stronę, która budzi sprzeciwy wyciągający dziesiątki tysięcy ludzi na ulice. Czy można znaleźć inne rozwiązanie? Zmiana konstytucji? Nie wiem. Ale wiem, że trzeba zacząć rozmawiać – a nie straszyć naród sędzią i prokuratorem. Bo za tydzień czy dwa na ulice może wyjść 200 tysięcy osób.
Jak w takich warunkach skłonić ludzi, by słuchali apeli o narzucenie sobie ograniczeń niezbędnych w walce z pandemią? Nie można na jednym oddechu apelować o pomoc rządowi i jednocześnie straszyć procesami. Nie można szukać jedności tam, gdzie umacnia się podziały – zarzucając myślącym inaczej nieomal zdradę Polski. To droga donikąd. Jej skutki mogą być tragiczne w wielu wymiarach.
Dziś potrzeba, by rządzący wysłali protestującym komunikat: nawet jeśli mamy inne zdanie, to was słuchamy. Szanujemy wasz sprzeciw. Porozmawiajmy. Takie komunikaty wysyła premier Morawiecki i prezydent Duda. Ale dopóki będą im towarzyszyły słowa takie jak te wiceministra Wosia, czy wezwania wicepremiera Kaczyńskiego do konfrontacji – te apele będą trafiać w próżnię.
Rządzący lubią odwoływać się do historii – więc może warto wyciągnąć z niej wnioski. Polacy dokonywali rzeczy wielkich, gdy byli razem. Gdy byliśmy głęboko podzieleni – przegrywaliśmy historyczne szanse.