W minioną sobotę Donald Trump spotkał się w Gabinecie Owalnym z szefem FIFA Giannim Infantino, aby ogłosić światu, kiedy i gdzie odbędzie się losowanie grup mistrzostw świata 2026. Na głowie miał czerwoną czapeczkę z napisem, że „Trump miał we wszystkim rację”. A w pewnym momencie wyciągnął fotografię z niedawnego szczytu na Alasce, na którym stoi obok Władimira Putina. I wypalił, że „właśnie dostał zdjęcie od kogoś, kto bardzo chce tu z nami być”.
Trump otacza się samymi klakierami. Oni go nie powstrzymają
Dzień wcześniej zapowiedział, że wycofuje się z negocjacji o zakończeniu wojny w Ukrainie, aby dwa zdania później zadeklarować, że przeciwnie, zamierza znieść wszystkie ograniczenia w dostawie (na koszt Europejczyków) broni Ukraińcom. A więc wspierać Kijów w stopniu, na jaki nie zdecydował się Joe Biden.
Czytaj więcej
Dawnym zwyczajem amerykański prezydent zamierzał o losie europejskiego kraju przesądzić do spółki...
Inaczej niż w trakcie pierwszej kadencji Trump otacza się samymi klakierami. Jest przekonany, że przeznaczenie powierzyło mu specjalną misję, skoro cudem uszedł z życiem z zamachu w trakcie kampanii wyborczej. Nie ma co więc liczyć na to, że wróci na ziemię. To rodzi więc pytanie, jak się zachować wobec człowieka, który ma tak ogromną władzę.
Władimir Putin już to rozstrzygnął. Wykorzystał narcyzm Trumpa, aby odnieść spektakularny sukces na Alasce. Nie tylko zdołał oddalić ryzyko nałożenia przez Waszyngton wtórnych sankcji na kraje sprowadzające z Rosji gaz i ropę, ale przełamał izolację, jaka ciążyła na nim z powodu popełnionych zbrodni wojennych.