Michał Szułdrzyński: Ziobro ukradł Kaczyńskiemu duszę PiS

Choć Suwerenna Polska może liczyć jedynie na 1,4 proc poparcia w sondażach, to ona mówi o Unii Europejskiej to, co PiS myśli naprawdę, ale chcąc dogadać się z Brukselą, nie może sobie na to pozwolić. Dlatego PiS najbardziej obawia się tego, że jego wyborcy dostrzegą, że to Zbigniew Ziobro jest w swym antyunijnym zapale spójny, a polityka Prawa i Sprawiedliwości pełna sprzeczności.

Publikacja: 21.05.2023 07:02

Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński w Sejmie

Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński w Sejmie

Foto: PAP, Marcin Obara

W polityce dodawanie i odejmowanie wygląda inaczej niż w matematyce. Jeśli, niegdyś Zjednoczona Prawica, startowałaby osobno, PiS dostałoby 32 proc, zaś Suwerenna Polska Zbigniewa Ziobry 1,4 proc. Gdyby startowali razem, dostaliby 32,7 proc. Choć do dnia wyborów dane przedstawione przez United Surveys mogą się jeszcze odrobinę zmienić, pokazują raczej, że Ziobro może Kaczyńskiemu więcej zabrać niż dać. I póki sondaże nie stwierdzą, że SuwPol przekroczy albo próg otrzymywania subwencji budżetowej (3 proc.) albo prób wejścia do Sejmu (5 proc.) ta – zgodna z polityką ale niezgodna z arytmetyką zasada - będzie obowiązywać i definiować relacje pomiędzy koalicjantami.

Czytaj więcej

Nowy sondaż: Ziobro bez PiS poza Sejmem i bez pieniędzy z budżetu

To zresztą niezwykły przypadek, w którym partia, która może liczyć na niespełna półtora procenta poparcia, odgrywa w polskiej polityce rolę, jakby była jedną z najbardziej znaczących sił politycznych. Dzisiejsze wpływy Ziobry w aparacie państwowego przymusu (sądy i prokuratury) oraz publicznego finansowania (Służba Więzienna, Fundusz Sprawiedliwości czy satrapia zwana Lasami Państwowymi) są zupełnie nieproporcjonalne wobec tego, jaką wagę wyborczą ma Suwerenna Polska.

Ile naprawdę waży Ziobro?

Ale też i reakcje PiS na ruchy koalicjanta i jego wpływ na myślenie PiS są zupełnie nieadekwatne do poparcia, jakie notuje. Suwerenna Polska zorganizowała 3 maja z wielkim rozmachem swoją konwencję założycielską (wcześniej nazywała się Solidarna Polska), na której przedstawiła się jako jedyna siła, która jest w stanie obronić nie tylko suwerenność naszego kraju, ale też ważne dla prawicowego elektoratu wartości - religię, rodzinę itp. PiS odpowiedział bardzo szybko. Dwa dni później Jarosław Kaczyński ogłosił, że jego partia popiera społeczną inicjatywę ustawy zabraniającej „seksualizacji dzieci”. Nie minęły dwa tygodnie od konwencji SuwPol, a swoja konwencję programową ogłosił PiS, na której odpalił główne fajerwerki tej kampanii: projekt podniesienia świadczeń na dziecko do 800 złotych, darmowe autostrady dla wszystkich i leki dla niektórych.

Czytaj więcej

W międzyczasie doszło jeszcze do kilku zadziwiających licytacji między PiS a partią Ziobry. Gdy w szpitalu w Częstochowie zmarł zakatowany przez ojczyma ośmiolatek, Ziobro ogłosił, że trzeba surowiej karać przestępców a najlepiej byłoby, gdyby przywrócono karę śmierci. Na to odpowiedział premier Mateusz Morawiecki, że prywatnie jest za karą śmierci w takich przypadkach, ale nie pozwala nam na to Europa. I – jakkolwiek komicznie by to brzmiało, wiedząc, że Ziobro absolutnie ignoruje jego zwierzchnictwo w rządzie – ogłosił, że polecił ministrowi sprawiedliwości, czyli Ziobrze, zaostrzenie Kodeksu karnego. Warto przypomnieć, że kara śmierci i zaostrzanie Kodeksu karnego były dotąd stałym punktem repertuaru Ziobry.

Panowie zabawiają się też w swoistą blame game, w której usiłują przekonać opinię publiczną, że to ten drugi odpowiada za katastrofalny stan, w jakim znalazło się sądownictwo. Morawiecki kilkukrotnie oskarżył Ziobrę ostatnio o brak skuteczności w reformowaniu sądów, na co Ziobro zarzucił premierowi, że reformy zostały storpedowane przez prezydenta Andrzeja Dudę i politykę europejską samego Morawieckiego.

Ta sama strategia dotyczy polityki klimatycznej UE. Ziobro twierdzi, że gdyby Morawiecki go posłuchał, postawiłby weto i dziś Polska nie musiała myśleć o realizowaniu ambitnych celów redukcji emisji w ramach programu Fit for 55. A na to wychodzi Morawiecki i mówi, że to zostało zrobione wbrew jego rządowi, a kolejni politycy PiS wychodzą i przekonują, że realizacja polityki klimatycznej UE zakończy się katastrofą.

Dlaczego PiS mówi Ziobrą?

Dlaczego więc PiS niemal tyle samo energii poświęca na walkę ze swoim koalicjantem, co na krytykę opozycji, choć waży on 1,4 proc.? Powody są dwa. I oba są dla PiS bardzo niebezpieczne.

Po pierwsze, i najważniejsze, kierownictwo PiS w całości podziela poglądy Ziobry.

PiS panicznie boi się, że wyborcy nagle połapią się, że polityka europejska obecnej władzy jest całkowicie sprzeczna

Wizje Unii Europejskiej Ziobry i Jarosława Kaczyńskiego niewiele się różnią. Obaj szczerze nienawidzą Zachodu, Unii, Niemiec i wszystkich najważniejszych aktorów w UE. Tyle tylko, że Kaczyński uważa, iż trzeba się jakoś próbować dogadać, bo rządzi i wie, że kilka miliardów w tę lub tamtą stronę robi zasadniczą różnicę. Ziobro nie odpowiada za gospodarkę, więc może grać na zaostrzanie konfliktu z Brukselą w myśl zasady „im gorzej tym lepiej”. Różnią się więc, co do taktyki, ale co do pojmowania Unii jako zagrożenia dla polskiej suwerenności są zgodni. Mało tego, Kaczyński pewnie chciałby mieć taką swobodę, jaką ma Ziobro, by mówić i działać przeciwko Unii zgodnie z tym, co mu dyktuje serce. Ale pragmatyzm nakazuje mu zmuszać się do zaciskania zębów i uśmiechania się w stronę Unii. A więc – tu przechodzimy do drugiego powodu – PiS panicznie boi się, że zrozumieją to jego wyborcy. Że nagle połapią się, że polityka europejska obecnej władzy jest całkowicie sprzeczna, że jeśli PiS naprawdę uważa, że Berlin chce nam rękami Brukseli zabrać suwerenność, zbudować IV Rzeszę i zmienić nas w niewolników, to powinniśmy uciekać z Unii gdzie pieprz rośnie, a nie negocjować, zawierać jakieś kompromisy i negocjować granice własnej suwerenności.

Jakiś czas temu spór Ziobry z Morawieckim był sporem o duszę polskiej prawicy, o to, w jakim kierunku ona będzie szła. Tyle tylko, że dawno już Ziobro tę wojnę wygrał, Kaczyński i większość PiS mówią dziś Ziobrą o Unii, tylko Morawiecki stara się czasem zmieniać język, bo to on potem musi pojechać do Brukseli i ściskać się z przywódcami innych 27 państw.

Ale to Ziobro, mając niecałe półtora procenta poparcia, narzucił PiS agendę. I to jest jego największy sukces, bez względu na to, jakie będą losy jego partii.

Bo dla Polski sukces Ziobry – szczególnie w obliczu rosyjskiej wojny w Ukrainie – to prawdziwa katastrofa i zakwestionowanie dogmatu, który obowiązywał nad Wisłą po 1989 roku. Dogmatu o konieczności euroatlantyckiej orientacji Polski. Ale to już temat na zupełnie inny tekst.

W polityce dodawanie i odejmowanie wygląda inaczej niż w matematyce. Jeśli, niegdyś Zjednoczona Prawica, startowałaby osobno, PiS dostałoby 32 proc, zaś Suwerenna Polska Zbigniewa Ziobry 1,4 proc. Gdyby startowali razem, dostaliby 32,7 proc. Choć do dnia wyborów dane przedstawione przez United Surveys mogą się jeszcze odrobinę zmienić, pokazują raczej, że Ziobro może Kaczyńskiemu więcej zabrać niż dać. I póki sondaże nie stwierdzą, że SuwPol przekroczy albo próg otrzymywania subwencji budżetowej (3 proc.) albo prób wejścia do Sejmu (5 proc.) ta – zgodna z polityką ale niezgodna z arytmetyką zasada - będzie obowiązywać i definiować relacje pomiędzy koalicjantami.

Pozostało 90% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Czy Tusk i Kaczyński zmienią wybory do PE w referendum o przyszłości Unii?
Komentarze
Michał Kolanko: „Zderzaki” paradygmatem polityki szefa PO, czyli europejska roszada Donalda Tuska
Komentarze
Izabela Kacprzak: Premier Kaszub zrozumiał Ślązaków
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Komentarze
Estera Flieger: Uśmiechnięty CPK imienia Olgi Tokarczuk
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?