Ten atak prezesa PiS nie powinien nikogo zmylić. Im ostrzejsze takie zachowania, tym bardziej prawdopodobne wydaje się, że czwartkowe spotkanie nie jest wyłącznie pustym gestem.
Dlaczego? Możliwości są dwie. Pierwsza: PiS ostro atakuje, by później fiasko rozmów o TK zwalić na opozycję i obarczyć ją odpowiedzialnością za zaostrzanie się konfliktu politycznego. Tyle tylko, że nie byłoby to nic nowego. PiS już od dłuższego czasu powtarza, że to opozycja jest winna kryzysowi w Polsce. Dalsze kontynuowanie tego sporu nie przyniosłoby partii rządzącej żadnych zysków.
Dlatego bardziej prawdopodobny wydaje się drugi scenariusz – PiS mocno atakuje, by pod osłoną wojowniczej retoryki zgodzić się na jakieś – zapewne niewielkie - ustępstwa w sprawie Trybunału. Ten scenariusz tym bardziej wchodzi w grę, że w środę Kaczyński podkreślał, iż kwestia TK nie jest zamknięta.
Lider PiS zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli chodzi o Trybunał, znalazł się pod dużą presją wewnętrzną oraz międzynarodową. Opinia Komisji Weneckiej będzie podstawą do dalszych działań ze strony Komisji Europejskiej. Dlatego opinią tą ma się zająć specjalny sejmowy zespół ekspertów, który może zaproponować pewne poprawki do ustawy o TK, będące jakąś formą ustępstw ze strony PiS. Takich, które pozwolą temu ugrupowaniu wyjść z twarzą, a zarazem wysłać sygnał za granicę, że działania wobec Trybunału to nie zamach na demokrację, lecz wewnętrzny spór polityczny, i że lider partii rządzącej siada z przywódcami opozycji do stołu, by próbować przezwyciężać kryzys.
Kaczyński może się przy tym powołać na apele biskupów o polityczne pojednanie i stwierdzić, że to realizacja jego własnej propozycji o obniżenie temperatury sporów w kraju do czasu szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży. W ten sposób PiS nie tylko mógłby wyjść z defensywy, ale nawet politycznie zyskać, deklarując wolę współpracy.