Ile to lat? Czyżby już trzy? Aż nie chce się wierzyć. Koronawirus i związana z nim choroba Covid-19 jest z nami już trzy lata. Najpierw pisaliśmy o niej jako o cokolwiek egzotycznej sensacji. Oto, gdzieś tam w Chinach, pojawiła się ryzykowna choroba o niewyjaśnionej genezie. Pamiętam te czołówki „Rzeczpospolitej”; mało kto wierzył, że epidemia będzie miała zasięg szerszy od wcześniejszych SARS czy MERS. Miała w naszym przekonaniu pozostać problemem przewodniczącego Xi i jego kraju.
Covid przekroczył jednak granice Chin, szybko pojawił się w Europie i oficjalnie już 4 marca 2020 r. został zdiagnozowany w Polsce. Już wtedy wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z pandemią, i w ślad za tą wiedzą zaczęły nami rządzić groza oraz jej siostra panika. Na szczęście państwo polskie było do walki z epidemią nieźle przygotowane. Od pierwszego potwierdzonego przypadku do formalnego ogłoszenia stanu epidemii minęło raptem 16 dni. Pojawiły się restrykcje sanitarne, nauczanie online, pierwsza faza lockdownu, specjalne rozwiązania prawne i finansowe.
Czytaj więcej
Choć zagrożenie nowymi wariantami koronawirusa jest spore, nie ma podstaw do wprowadzenia lockdownu – podkreślają eksperci.
Groza jednak była coraz większa; trudno zapomnieć te chwile; obiady podstawiane najbliższym, żonie, matce, pod drzwi pokoju, meldowanie się specjalną aplikacją w czasie kwarantanny, ograniczenia liczby klientów w sklepach, przymus noszenia masek czy zakaz wstępu do lasów. A przede wszystkim wielką ciszę i zawieszone w powietrzu pytanie: kiedy to przyjdzie po mnie? I czym się to skończy? Zgonem, jak w przypadku tylu bliskich, kolegów, przyjaciół? Czy może uda się jakoś dotrwać do szczepionki. W końcu się pojawiła. I od razu wzbudziła skrajne emocje. Dla jednych ratunek, dla drugich źródło najbardziej absurdalnych teorii spiskowych.
Dziś, po trzech latach, można powiedzieć (przynajmniej ja należę do grona zwolenników tej tezy), że szczepionka uratowała nas przed gorszym złem, przed ciągnącymi się w nieskończoność, jak w Chinach, falami lockdownów, ryzykownym przepełnieniem szpitali, nadprogramowymi zgonami. W większości się szczepimy, a reszta z nas korzysta z efektu zbiorowej odporności.