- Najprostszym sposobem na spadek inflacji byłoby mniej pieniędzy w rękach społeczeństwa, bo wtedy ludzie mniej kupują, a jak mniej kupują, to ceny spadają. To jest bardzo prosta zależność. Ale my właśnie nie chcemy obciążać społeczeństwa i musimy prowadzić tutaj politykę, która troszkę przypomina chodzenie po linie. Jednak w interesie społeczeństwa jest właśnie taka polityka – stwierdził Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości w wywiadzie dla "Polska The Times"

Problem w tym, że to nie władza chodzi po linie, a w każdym razie nie sama.

Problem w tym, że to nie władza chodzi po linie, a w każdym razie nie sama. Balansuje z nią nad przepaścią całe społeczeństwo. I dalekie jest to od działania „w jego interesie”. Jednak te słowa prezesa PiS pokazują, że świadomość ryzyka w obozie władzy jest. Na swój sposób potwierdzają to inni politycy PiS, także ministrowie, którzy enigmatycznie tłumaczą, że „duszenie inflacji nie wchodzi w grę, bo byłoby to twarde lądowanie dla społeczeństwa” (minister finansów Magdalena Rzeczkowska w „DGP”). Chodzi więc o to, żeby przed wyborami niczego z inflacją nie robić, zapewnić wyborcom „lądowanie miękkie” i dociągnąć do momentu, kiedy decydować się będzie utrzymanie władzy.

Czy to możliwe, z inflacją na poziomie 15 proc, a nawet niższą – 12-13 proc.? Możliwe. Inflacja karmiona będzie transferami dla wszystkich, także najbogatszych, pośrednicy będą się paść dzięki 3000 zł., na węgiel na gospodarstwo, banki będą zwiększać zyski dzięki wysokim stopom, a kredytobiorcy pojadą na wakacje. Społeczeństwo zbiednieje, a nierówności się pogłębią, bo najszybciej drożeje żywności i ceny paliw. Energia jeszcze przed nami. Ale władza jakoś się do wyborów doczołga. A co potem? O tym prezes nie mówi w wywiadach. Bo przecież nie byłoby rozsądnie obwieścić elektoratowi: niestety duża część z was spadnie z tej liny którą spacerujemy, prosto w przepaść.