Bo to jeden z niewielu tematów, które z codziennym bajaniem polityków nie mają nic wspólnego, tylko dotyczą realnego problemu. Warto pilnować, by tego pomysłu nie upolitycznić.
Oczywiście część środowisk zagorzałych cyklistów zapewne podniesie raban, że to pomysł głupi, atakujący ich poczucie wolności osobistej. O częstym braku znajomości przepisów czy zwykłej wyobraźni nie wspomną.
Na to, co się dzieje na drogach i chodnikach, staram się patrzeć ze wszystkich perspektyw uczestnika ruchu – kierowcy, rowerzysty i pieszego. To ważne – bo niektórzy rowerzyści prawa jazdy nie mają i za kierownicą nie siedzieli. A część kierowców nie wyobraża sobie jazdy rowerem po mieście. Jeżdżąc rowerem niemal codziennie, przez okrągły rok, mam wyrobione zdanie o uczestnikach ruchu. Kierowcy mają swoje grzeszki bezmyślności, ale niestety, rowerzyści wypadają tu najgorzej (choć w razie nagłego spotkania z autem zawsze stoją na przegranej pozycji). Zdarza się, że o ich zachowaniu decyduje jakiś „fajny", spontaniczny pomysł – np. „teraz skręcę w lewo" – który natychmiast radośnie realizują. Oczywiście nie trudząc się zasygnalizowaniem czy obejrzeniem się, czy komuś nie zajadą drogi.
Słuchawki w takich sytuacjach tylko potęgują zagrożenie. Wsłuchany w ulubioną muzykę rowerzysta skutecznie odcina się od odgłosów marnej rzeczywistości. Często nie słyszy nie tylko nadjeżdżającego samochodu, ale nawet ostrzegawczego okrzyku.
Przy okazji zakazu używania słuchawek postuluję powrót do obowiązkowej karty rowerowej dla wszystkich. Taki pomysł pojawił się niespełna rok temu, ale od tego czasu niewiele o nim słychać. A to wysoce kuriozalne, że znaczna część uczestników ruchu (osoby 18+) nie musi spełniać tego wymogu. Niektórzy jeżdżą więc rowerami w rytm swych radosnych wyobrażeń, o zasadach ruchu nie mając żadnego pojęcia.