Dzień później, witając na lotnisku Beatę Szydło jak zwycięzcę, dodawał: „Pokazaliśmy, że Polska to państwo podmiotowe, które nie zgadza się na wszystko i nie załatwia tylko małych interesów".
Kaczyński bez wątpienia ma rację, gdy kładzie nacisk na kategorię podmiotowości w polityce międzynarodowej. Pojęcie to wróciło do polskiej myśli politycznej dzięki twórcom magazynu „Teologia Polityczna". Wskazali oni w zeszłej dekadzie bardzo trafnie, że zadowalając się formalną suwerennością, zapomnieliśmy o kategorii podmiotowości. Można być suwerennym, ale nie podmiotowym, gdy pełni się rolę peryferii, gdy zasady neokolonialne sprawiają, że cele w polityce zagranicznej są wspólnocie politycznej narzucane z zewnątrz, nie definiuje ich zaś ona sama.