Małkowski aresztowany został pod zarzutami gwałtu i molestowania miesiąc po ujawnieniu jego postępków przez "Rzeczpospolitą". Miał na sumieniu tego typu zachowania - i to wobec wielu kobiet - już od lat, a co najmniej od czasu, kiedy został przewodniczącym rady miasta - pierwsze zeznania dotyczą roku 2000. Zarzuty wobec niego nie dotyczą wyłącznie spraw seksualnych. To oskarżenia o korupcję, działania na szkodę miasta, niegospodarność. Wszystkie umarzane przez miejscową prokuraturę, która dostała od prezydenta nowy budynek.
Małkowski w PRL był cenzorem wojewódzkim. Po zmianie systemu zaczął robić karierę w SLD. Pokłócił się jednak z partią i założył własny komitet wyborczy. Od tego czasu karierę robił już bez przeszkód.
Z wszystkimi ważnymi miał dobre układy. Chociaż miasto huczało o jego wyczynach i korupcji, nic mu to nie szkodziło. Kilka lat temu ukazał się nawet anonimowy paszkwil, w którego bohaterze każdy choć trochę zorientowany rozpoznawał Małkowskiego. Do oficjalnej opinii publicznej nic jednak nie przeciekało. Nasi dziennikarze trafiali na ludzi zastraszonych potęgą i bezwzględnością Małkowskiego. Zastanawiające, że ani jedna wzmianka o sprawach, którymi żyło miasto, nie przeciekła do mediów, choć funkcjonują tam oddziały tak potężnych mediów ogólnopolskich jak TVP czy "Gazeta Wyborcza".
Oddelegowanie demokracji na jak najniższy szczebel jest sprawą pożądaną, ale powinno się odbywać przy spełnieniu określonych warunków. Społeczność lokalna musi mieć dobrze działające instytucje. W innym wypadku stosunkowo łatwo może paść ofiarą zorganizowanej sitwy przekształcającej się w rodzaj mafii. Zasada pomocniczości oznacza, że sprawy, które mogą być rozwiązane na poziomie niższym, nie powinny być przekazywane instytucjom na poziomie wyższym. W wypadku Olsztyna takie instytucje okazały się jednak konieczne.