Oznacza to, że demokracja europejska wchodzi w kolejne stadium, w którym najważniejsze sprawy w ponadnarodowych gremiach rozwiązywali będą mędrcy dla dobra obywateli, nie fatygując ich przy tym bez potrzeby. Żeby wszystko było jasne, powołana zostanie po prostu „grupa mędrców”, która zaprojektuje dla nas i za nas przyszłość Europy. Na jej czele stanie były premier Hiszpanii Felipe Gonzales, który w czasie swoich rządów doprowadził kraj do takiego stanu, że sporo czasu zajęło jego następcy Jose Aznarowi wyciąganie go z gospodarczych tarapatów. Jednak to nie Aznarowi zaproponowano przewodniczenie tej grupie. Nie jest socjalistą.

Ale to nie koniec dobrych wiadomości. W grupie mędrców Polacy mają mieć swojego przedstawiciela i będzie nim… Lech Wałęsa.

Na początku ucieszyłem się. Delegowanie Wałęsy oznacza, że nikt grupy tej na serio nie traktuje. Potem jednak usłyszałem premiera i przeraziłem się nie na żarty. Tusk przekonywał, że Wałęsa za granicą cieszy się „autentycznym autorytetem”. Wiem, że to prawda, jestem z tego zadowolony i dlatego boję się jeszcze bardziej. Czy ktoś, kto choć chwilę słuchał Wałęsy, może go traktować jak autorytet? Musimy bronić naszego żywego symbolu, naszego narodowego dobra! Najlepiej byłoby zamknąć go w muzeum, ale podniósłby się krzyk o łamanie praw człowieka. Może więc chociaż nie dawać mu tłumacza. Wałęsa żadnego – nie wyłączając polskiego – języka nie zna, a więc właściwie nie ma znaczenia, po jakiemu mówi. I tak nie sposób go zrozumieć. I nie ma co liczyć na to, że zechce w gronie mędrców wyniośle milczeć.

Już zdążył ogłosić, że owa grupa jest jego pomysłem, który teraz „podłapali” Europejczycy. On jednak nadal ma zamiar dzielić się z nimi swoimi refleksjami i pomysłami na temat przyszłości naszego kontynentu. I co my teraz zrobimy?!

Skomentuj na blog.rp.pl/Wildstein