Przeczytałem i pomyślałem, że dawno nie spotkałem się z takim pomieszaniem pojęć czy po prostu manipulacją, choć chyba przesadziłem, bo czytając prasę polską, z daleko idącymi manipulacjami spotykam się na co dzień. Prawda jest taka, że to państwo opiekuńcze zabija odpowiedzialność, a więc fundament obywatelskości.

Socjologowie zakładają, że w każdym społeczeństwie znajduje się pewna grupa niedostosowanych, którzy sami nie potrafią dać sobie rady. Oczywiście grupa to niewielka i trwają spory, czy to jeden czy może trzy procent. Zdrowy rozsądek podsuwa, że liczba ta wahać się będzie w zależności od okoliczności. Twarde warunki mobilizują ludzi, komfort rozleniwia. Wyuczona bezradność to fakt społeczny potwierdzany przez wielopokoleniowe rodziny bezrobotnych przekazujących z generacji na generację ów model wegetacji.

Państwo opiekuńcze traktuje wszystkich jak bezradnych, którymi trzeba się zająć. Wyrozumiali urzędnicy, zabierając wcześniej to, co zarobiliśmy, sprawdzą, ile komu potrzeba, a potem rozdzielą, jak należy. Relacja między opiekunem a podopiecznym nie jest symetryczna i nie ma w sobie nic z obywatelskości. Opiekujemy się osobami niepełnosprawnymi w różnym tego słowa znaczeniu, a więc również dziećmi, które są niedojrzałe fizycznie i mentalnie. Mieszkańcy państwa opiekuńczego nie są jego obywatelami, ale klientami. Pierwszy model opiekuńczy zrealizował cezariański Rzym, który zapewniał plebsowi strawę fizyczną (chleb) i duchową (igrzyska). Był to świat, w którym zamarły cnoty obywatelskie.

Współpłacenie nie tylko zasili fundusz ochrony zdrowia, przypomni także, że sami winniśmy być za siebie odpowiedzialni, i obudzi świadomość, że nie wszystko nam się należy. Ogół nie powinien być traktowany jak wypadki szczególne.

Skomentuj na blog.rp.pl/wildstein