Pierwszy to aresztowanie Emila Wąsacza. Można się zgodzić, że było ono niezasadne, a w każdym razie niewłaściwy był spektakl, który z niego uczyniono. Nie służyło jednak przejęciu żadnego przedsiębiorstwa, jak zatrzymanie Andrzeja Modrzejewskiego, które umożliwiło przechwycenie Orlenu przez SLD.
Kolejny przykład Gadomskiego to sprawa samobójstwa Barbary Blidy, której zatrzymanie, abstrahując od wszelkich kontrowersji, trudno uznać za ingerencję w gospodarkę. Komentator "Wyborczej" przytacza jeszcze dwa przykłady, być może niesłusznego, aresztowania ludzi biznesu w trakcie rządów PiS (takich aresztowań było w III RP sporo), nie tłumacząc jednak, jak można porównywać je do kampanii, którą przeciw niezależnym biznesmenom prowadził SLD za czasów rządów Millera. Kampania ta wspomagała związane z SLD firmy, dając im niekiedy, jak w wypadku Stoczni Szczecińskiej, możliwość pasożytowania na atakowanych przez władze przedsiębiorstwach. Żadnego podobnego zjawiska w wypadku PiS Gadomski nie mógł przytoczyć z prostego powodu jego nieistnienia. Wszystko byłoby w porządku, gdyby ograniczył się do krytyki rządów Kaczyńskiego. Posunął się jednak dużo dalej.
W odpowiedzi zajął się również wnikliwie moim niepokojącym go stanem psychicznym. Nie sądzę, abym musiał zajmować się zdrowiem psychicznym Gadomskiego. Manipulacja zwykle nie bywa efektem zaburzeń psychicznych. Jest próbą obrony tez, których uczciwie obronić nie sposób.
W celach leczniczych Gadomski zachęca mnie do dyskusji. Chętnie jego zalecenie przyjmę. Wcześniej jednak proponuję nieco pracy intelektualnej, która pomoże mu uwolnić się od "przerażenia i wściekłości" i zrozumieć, że dyskusja nie polega na dezawuowaniu przeciwników politycznych i ogólnie tych, którzy posiadają odmienne poglądy.
Skomentuj na blog.rp.pl/wildstein