Nieco bardziej rozczarowująca od formy była treść. Zobaczyliśmy pogodnego, miłego premiera, który na początek uraczył nas stwierdzeniem, że nie można świętować przeciw komuś – ciekawe co miał na myśli? - i pełnym słodyczy zdaniem, że najpiękniejszy pochód to spacerująca uśmiechnięta rodzina. Przypomnę, że Kazimierz Marcinkiewicz, gdy zaczął prawić podobne komunały, był dość powszechnie wykpiwany. Ciekawe, czy czeka to także Donalda Tuska.
Po pojawiających się informacjach o kolejnych zaniechaniach rządu w realizacji programu wyborczego – takich jak kolejne odłożenie w czasie wprowadzenia podatku liniowego, albo zmniejszenie liczby kilometrów autostrad, jakie Polska ma zamiar zbudować – oraz pogłosek o poważnych zmianach w gabinecie, spodziewać się było można od premiera choć paru słów wyjaśnienia, co właściwie się dzieje. Niestety na ten temat Tusk nie powiedział ani słowa. Nie było też o losach reformy zdrowia ani oświaty.
Szef rządu przekazał nam za to nowe przesłanie swego rządu – hasło o solidarności pokoleń. I wymienił co ma się na nią składać: program wsparcia dla osób po pięćdziesiątce, zniesienie abonamentu dla emerytów i rencistów, a dla dzieci i młodzież obiady w szkołach, komputery i boiska. Wszystko – prócz likwidacji abonamentu - godne pochwały.
Donald Tusk mówił z przejęciem, że jeśli dziecko jest głodne, to musi być nakarmione – a takiemu stwierdzeniu można tylko przyklasnąć. Premier nie zająknął się jednak ani słowem, że program budowy boisk, dożywiania dzieci w szkołach i komputeryzacji szkół przygotował i zabezpieczył na to fundusze w budżecie rząd Jarosława Kaczyńskiego. Że program „Boisko w każdej gminie” był już gotowy za czasów rządu PiS (nazywał się „Boisko blisko”), a hasło solidarności pokoleń przez polityków PiS nazywane było po prostu solidarnością społeczną.
Wypada się cieszyć, że liberał Tusk zrozumiał, iż na określoną skalę opieka socjalna państwa i właśnie solidarność społeczna są istotne. Zabawne jednak, jak bezpośrednio i bez zażenowania premier przejmuje założenia i program PiS.