Premier Donald Tusk ma dużą umiejętność formułowania obietnic w taki sposób, aby trudno go było potem złapać za język, ale i najlepszym zdarzają się wpadki. Jemu zdarzyło się obiecać bardzo konkretnie, że do końca lata zostaną sfinalizowane kontrakty na budowę co najmniej 500 km autostrad. Lato minęło, kobyłka u płota…

Drogi lokalne, w przeciwieństwie do autostrad, budować będzie nie resort infrastruktury, ale spraw wewnętrznych. Nie powinno to dziwić w świetle informacji, że Stadion Narodowy budować ma spółka zatrudniająca w różnych okresach trzech generałów służb specjalnych, nie licząc pomniejszych funkcjonariuszy, takich jak głośny od pewnego czasu osobnik zwany, zależnie od stopnia sformalizowania stawianych mu zarzutów, czasem Aleksandrem L., a czasem pułkownikiem Lichockim.

Na marginesie tej informacji warto odnotować, że służby zatrudniają u nas ludzi niezwykle skromnych, bo wszyscy oni, pytani o swą działalność biznesową, podkreślają, że prywatny pracodawca zatrudnił ich tylko na chwilę i nie miał z nich w ogóle żadnego pożytku. Firma budowlana z wodą w nazwie (jakaś wyszukana metafora – cicha woda brzegi rwie?) nie jest zresztą żadnym wyjątkiem. Gdziekolwiek robi się w Polsce większy biznes, szczególnie jeśli robi się go z udziałem państwa, wszędzie okazują się kręcić jakieś zielone i niebieskie ludki, niekiedy byłe, a niekiedy, jak Krzysztof Bondaryk, gotowe rychło wrócić na najwyższe stanowiska w służbach. Tylko nie wypada tego na głos zauważać, bo to oszołomstwo.

Skomentuj na blog.rp.pl/ziemkiewicz