Jak długo można słuchać o złośliwościach, jakimi raczą się prezydent z premierem, premier z prezydentem, otoczenie jednego z otoczeniem drugiego? I tak biedny wyborca coraz częściej dochodzi do wniosku, że w polityce – tej grze pozorów na użytek maluczkich – nic istotnie nowego stać się nie może. A jednak niesłusznie.

Paradoksalnie właśnie ostatnie dni pokazały, że w polityce wciąż jest miejsce na niespodzianki. Ostatecznie rozstrzyga przypadek i wolna decyzja. I tak zmiany emerytalne przeszły, bo Olejniczak wziął na chwilę górę nad Napieralskim i SLD pomógł rządowi odrzucić prezydenckie weto do pomostówek. Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, co się dzieje w telewizji.

Kto mógłby przewidzieć, że jej prezesem zostanie związany z LPR Piotr Farfał? Niechby tylko ktoś próbował na poważnie o tym mówić jeszcze kilka tygodni temu – wyśmiano by go i uznano za osobę pozbawioną kropli oleju w głowie. A jednak. Szefem największej medialnej spółki w Polsce został człowiek związany z najbardziej radykalną częścią pozaparlamentarnej już prawicy. Nic to wszakże, że Farfał prezesuje. Jeszcze bardziej niezwykłe jest to, że nowy prezes może liczyć na neutralność liberalnych publicystów – on, były wszechpolak i, jak o nim pisano, neonazista. Dlaczego? No jak to dlaczego. Bo przegoni z telewizji strasznych pisowskich komisarzy na czele z czyhającą na polską demokrację Patrycją Kotecką. Jeszcze trochę i Farfał zostanie ulubieńcem salonu, a niecna przeszłość pójdzie w niepamięć, wybaczona wspaniałomyślnie.

Naprawdę, nawet jeśli ostatecznie rządy przypadku zastąpi konieczność – prezes mianowany przez PO – to jak tu nie powiedzieć, że polityka potrafi zaskakiwać?

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/01/02/pawel-lisicki-rzady-przypadku/]Skomentuj[/link][/ramka]