Ten wysłuchał rozmowy z Julkem, wysłuchał taśmy i orzekł, że nagranie nie może być dowodem winy Jacka Karnowskiego, ponieważ nie mówi on tutaj expressis verbis, że chce tych mieszkań za darmo.
Możliwe, że Karnowski chciał mieszkania po prostu kupić, i to trzeba będzie ustalić na podstawie zeznań świadków – powiedział z kamienną twarzą wyspecjalizowany w podobnych konstrukcjach myślowych wzięty adwokat, chwilowo pełniący obowiązki ministra i prokuratora generalnego.
Innymi słowy już w dniu aresztowania Jacka Karnowskiego minister z jego partii publicznie, w telewizji, podpowiedział mu linię obrony. Bez sprawdzania w papierach jestem pewny, że Karnowski z podpowiedzi skorzystał i że na procesie przedstawi cały korowód świadków zeznających: "Prezydent mówił mi, że chce kupić jakieś mieszkanie". Nie wiem, jak z pozostałymi zarzutami, ale ten jeden powinno to załatwić.
Gdyby coś podobnego działo się za rządów PiS… No, ale się nie działo i w podpowiedzi Ćwiąkalskiego niczego nagannego się nie dopatrzono. Przypominam o niej, żeby niedawną wypowiedź Andrzeja Czumy o "trafianiu w próżnię" widzieć we właściwych proporcjach.
Wydaje mi się ona czymś więcej niż po prostu gafą. Wydaje się, że Jacek Karnowski nie jest zwykłym podejrzanym, ale swego rodzaju podejrzanym specjalnej troski, troski oczywiście ze strony wywodzących się z jego partii ministrów. Można by mu zadedykować słowa Sienkiewicza: "Przy takowych auspicjach nie stanie ci się krzywda".