[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/03/29/korupcja-zlikwidowana/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Przestała w ogóle istnieć. Ci, którzy jeszcze niedawno potępiali ją niezwykle ostro, zapomnieli samo pojęcie do tego stopnia, że trzeba zacząć od przypomnienia, na czym w ogóle korupcja polityczna polegała.

Owoż mieliśmy z nią do czynienia wtedy, gdy PiS usiłował przeciągnąć na swoją stronę część działaczy innych partii, kusząc ich stanowiskami i miejscami na listach wyborczych. Proceder ten wywołał oburzenie mediów (także zagranicznych), wszelakich autorytetów i polityków ówczesnej opozycji, z Donaldem Tuskiem na czele. Renata Beger, która zdecydowała się go ujawnić, wkręcając ministra Lipińskiego i posła Mojzesowicza przed ukrytą kamerą, na pewien czas stała się symbolem walki o oczyszczenie życia politycznego, prezenterzy TVN24 pytali retorycznie przywódców opozycji, "jak nazwać to, do czego doprowadziły rządy PiS?", a dziennikarscy gwiazdorzy ogłaszali, że w obliczu tak daleko idącej kompromitacji rządzących i zagrożenia dla demokracji, a wręcz dla państwa, trzeba zapomnieć o dawnych sporach i stworzyć rząd ocalenia narodowego, łączący Samoobronę, LPR, PO i SLD, z głównym zadaniem stworzenia specjalnych trybunałów do rozliczenia nadużyć władzy przez Kaczyńskich.

Tak było? Było. A co było potem? Tusk przyciągnął Sikorskiego perspektywą ministerialnego stanowiska, Mężydłę jedynką na liście toruńskiej, ostatnio Krzaklewskiego i Hübner szansą na eurodiety, wyłuskał też z lewicy Cimoszewicza, zgłaszając go na wysoki unijny urząd, i nikt nie wspomina o korupcji politycznej. Nie ma jej.

Daje to nadzieję, że wkrótce zlikwidowana zostanie w III RP korupcja w ogóle. W ten sam sposób.