Drugie pół próbowało wyjaśnić reszcie, że prezydent Trzaskowski zdecydował jedynie o tym, że pokazu fajerwerków nie będzie, ale wyłącznie na imprezie sylwestrowej organizowanej przez miasto. Inni mogą sobie strzelać do woli, więc ta decyzja niczego nie zmieni. Może więc chociaż zaoszczędzone w budżecie pieniądze prezydent przekaże na miejskie schronisko dla zwierząt Na Paluchu, zamiast w przyszłości wyrzucić na jakąś inną głupotę?
Tak, uważam, że fajerwerki to głupota. Już pomijając zwierzęta, dla których są prawdziwą torturą, widzę w nich zwykły egoizm ingerujący w wolność innych ludzi i ich własność – np. prawo do ciszy, choćby we własnym mieszkaniu w środku nocy.
Nie wierzę jednak, że nie damy rady jakoś przeżyć strzelania raz czy dwa razy w roku, np. 31 grudnia i 11 listopada. Jako właściciel psa, który panicznie boi się wystrzałów, jestem w stanie zrozumieć, że dla innych ludzi to niesłychanie ważne. I wiem, że nie warto z tym dyskutować. To tradycja, a jako taka rządzi się swoimi prawami. I to też część dobrze rozumianej wolności, pewnej wielopokoleniowej umowy społecznej. Dlatego myślę, że zakazywanie strzelania w sylwestra, czego domaga się część Polaków, nie ma większego sensu. Zamiast tego możemy jednak zakazać strzelania w normalne dni.
W centrum Warszawy latem fajerwerki słychać co noc. Można odnieść wrażenie, że nieznośny hałas niesie się Wisłą chyba z każdej większej imprezy organizowanej w mieście. I pewnie wiele z nich to imprezy miejskie. Jeszcze gorzej jest w okresie świąteczno-noworocznym. Np. w tym roku zaczęto strzelać na tydzień przed Wigilią. Do hałasu wyłącznie w sylwestra jakoś bym się dostosował. Ale gdy pies leży pod łóżkiem przez tydzień czy dłużej i nie chce wychodzić na dwór, to naprawdę trudno mi filozofować nad „potrzebami drugiej strony”.
Jeśli do kogoś nie przemawia los czworonogów i licznie żyjących na dziko w naszych miastach jeży, wiewiórek czy fretek, to niech chociaż pomyśli o rodzicach małych dzieci, którzy latem muszą zamykać szczelnie okna i dusić się w mieszkaniu. Jasne, da się z tym żyć. Tylko po co?