Z kolei szefem unijnej dyplomacji zostanie zapewne – przy wsparciu Berlina i Paryża – Carl Bildt, a Szwecja odwdzięczy się, wycofując sprzeciw wobec budowy gazociągu północnego, jak przytomnie zauważył niedawno jeden z analityków Ośrodka Studiów Wschodnich.
Chciałbym uwierzyć, iż para van Rompuy – Bildt uczyni z Unii potęgę. Ale Europa nigdy potęgą się nie stanie, gdyż właśnie dokonuje cywilizacyjnego samobójstwa (proszę mi wybaczyć tę odrobinę patosu). Odcina się od swoich chrześcijańskich korzeni, wywraca do góry nogami świat wartości, który przez stulecia łączył Europejczyków. Nie łączy nas już bowiem kościół Mariacki w Krakowie, katedra Notre Dame i Kaplica Sykstyńska. Nie łączy już nas "Złożenie do grobu" Caravaggia i "Powrót syna marnotrawnego" Rembrandta. Dzisiaj łączą nas: traktat lizboński, MTV, pełny brzuch, wakacje na Ibizie oraz tolerancja dla gejów.
W tym samym czasie, gdy Klaus składał swój wiekopomny podpis, Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, iż obecność krzyża we włoskiej szkole publicznej narusza wolność jednostki. Kobieta skarżąca włoskie państwo dostanie 5 tys. euro odszkodowania za straty moralne.
W tym samym czasie, gdy prezydent Czech podpisywał traktat, dzieci w Hiszpanii uczyły się na lekcjach wychowania obywatelskiego, jak fajną rzeczą jest homoseksualizm. W niektórych szkołach organizowane są zajęcia pod hasłem "Dzisiaj bawimy się w gejów". Nikt za to nie dostanie żadnego odszkodowania.
W jakiej dziedzinie, przepraszam, Unia zamierza być potęgą?