Z tym zestawem poglądów zapewne mógłbym pomaszerować wprost do TOK FM albo i do sąsiadującej z nim redakcji pewnej dużej gazety. Tyle tylko, że tam nikt się nie zastanawia, czy Sobala robił dobre radio, a powrót doń Marka Niedźwieckiego aby na pewno zwiększy jego inteligencką renomę. Tam wszystko jest jasne – Sobala to pisowski namiestnik, jeszcze gorszy niż poprzedni pisowiec Skowroński (ach, ten wspaniały interwał samoobronowolewicowej pani Magdy!), a tacy ludzie w mediach pracować nie powinni.
Tak jak Pospieszalski. Co z tego, że zawsze zaprasza obie strony sporu, skoro sam jest stronniczy. A mógłby być bezstronny niczym Jacek Żakowski dbający o pluralizm poglądów swych gości (w jednym programie Nowakowska, Jonas i Kuczyński). Gdyby, jak Żakowski, zasiadał w radzie programowej eseldowskiego Centrum Politycznych Analiz (rozumiem, że nie może toto nazywać się po polsku Centrum Analiz Politycznych, bo skrót nazbyt dobrze oddawałby istotę owego ciała), byłby dziennikarzem niezależnym, a tak jest pisowskim propagandystą. Proste jak logika pani Kidawy-Błońskiej.
A "Wiadomości"? Jacka Karnowskiego nie ratuje wieloletnia praca w BBC, a jego reporterom nie pomagają CV pełne jak nie TOK FM, to TVN 24. Dziś nie trzeba, a nawet nie powinno się ich oglądać. Do tego, by wiedzieć, co o nich myśleć, wystarczy przeczytać, co ma o nich do powiedzenia tak wyczulona na standardy pani Wielowieyska, że o zawodowych cynglach nie wspomnę.
Mnie, a nie jestem naiwnym idealistą, marzy się Trójka dyrektora Sosnowskiego z wywiadami Sobali, publiczna telewizja z Lisem i Pospieszalskim, wreszcie drapieżne "Wiadomości" poszukujące własnych newsów, a nie skupiające się na oficjałkach.
Tak, wiem. Byłby to pisowski zamach stanu. Prezesem prawdziwie odzyskanej TVP powinien być Żakowski, a radia – Marek Majewski. Publicystykę dostałby wtedy Wołek. Lesław Maleszka byłby tylko jego adiustatorem.