Pal diabli "przyjemność wizytowania powodzian" czy "kaszaloty" – z niezręczności można się pośmiać i tyle. Z zarekomendowania Marka Belki jako zastępcy sekretarza generalnego ONZ także.
Zaliczenie Norwegii do Unii Europejskiej, mylenie stanu wyjątkowego ze stanem klęski żywiołowej czy deficytu budżetowego z długiem publicznym to już pomyłki znacznie poważniejsze, bo każące podejrzewać, że ogłaszanie zwołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego z wydrukiem z Wikipedii w ręku nie było jakimś fatalnym przypadkiem, ale poważną oznaką nieprzygotowania kandydata, mimo dotychczas sprawowanych stanowisk, do urzędu, o który się ubiega.
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/06/06/wiecej-niz-gafa/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Jednak wypowiedziane w Londynie słowa, że eksploatacji polskich złóż łupków bitumicznych dokonywać można tylko metodą odkrywkową, niszcząc piękne miejsca krajobrazowe, i w związku z tym trzeba się jeszcze nad podjęciem tej decyzji "poważnie zastanowić", to coś więcej niż palnięcie od rzeczy, i słusznie protestują przeciwko tej wypowiedzi polscy eurodeputowani. Bo choć koncerny, które się badaniem złóż na mocy udzielonych przez Polskę koncesji zajmują, zapewniały wielokrotnie, iż nawet nie rozważają użycia metody odkrywkowej, od pewnego już czasu słyszymy przyjacielskie przestrogi, byśmy nie niszczyli krajobrazu i nie łamali wyśrubowanych europejskich standardów ekologicznych, skoro możemy mieć gazu, ile potrzebujemy, a nawet znacznie więcej, ze źródeł dotychczasowych. Słyszymy te dobre rady ze Wschodu: od ludzi zbliżonych do rządu Rosji i do Gazpromu.
Kiedy ważyło się polskie członkostwo w NATO, prezydent Wałęsa wyskoczył z pomysłem, by najpierw zbudować NATO-bis. Można odnieść wrażenie, że Komorowski ma dziś przy sobie tych samych doradców.