I tak, prezydent martwi się, że naszemu bezpieczeństwu zagraża, tak, zgadli państwo, Kaczyński, który ze wzgardą odrzucił zaproszenie do Rady Bezpieczeństwa Narodowego na rozmowy o Afganistanie. Gorzej, on w tym czasie układał się z talibami. Co prawda panowie Suski czy Jurgiel żon nie zakwefili, ale już posążki Buddy nie mogą być przy nich bezpieczne.
Na usprawiedliwienie można dodać, że głowę Jarosława Kaczyńskiego zaprzątała walka o bezpieczeństwo epidemiologiczne. Zaraza wielka rozlała się mu bowiem w partii, więc wziął się do porządkowania. Osobniki chore usunął do prowizorycznego leprozorium w studiach TVN, a i osobniki podejrzewane o nosicielstwo będą tam za chwilę hospitalizowane.
Na razie w wygodne sanatoria dla nich zmieniły się warszawskie salony, gdzie Magdalena Środa chustkę poda, a i człowiek, którego nazwisko tu nigdy nie padnie (albowiem redakcja z uporem kropkuje mi wulgaryzmy), zaproponuje kwarantannę pod swymi skrzydłami. Swoją drogą obie panie na własnej skórze poznają prawdziwość wezwania, by dobry Bóg chronił nas przed przyjaciółmi, bo z wrogami damy sobie sami radę.
Ale miało być o bezpieczeństwie, nie o przyjaźni. Choć to się łączy. Oto zaprzyjaźnione stacje prywatne litościwie ukryły wieść, że łódzki zamachowiec wcale nie dybał na marszałka Niesiołowskiego.
"Życie darowane po raz drugi" już się w sercach rodaków przyjęło, nie ma co więc teraz prostować, iż jaki Niesiołowski, taki zamach. Czasy mamy jednak takie, że zagrożenie może przyjść z każdej strony. Nic dziwnego, iż partyjny kolega i asystent ministra Sikorskiego, nawet zakładając stringi, pamięta, by pod nimi znalazł się hełm, i dopiero wtedy z okrzykiem: "Majtki na głowę, szable w dłoń, taliba goń, goń, goń!", rusza w bój.