Trzeba jednak pamiętać o tym, że każde słowo wypowiedziane w tej sprawie jest czytane i analizowane przez środowiska, które tylko czekają na ośmieszenie śledztwa, na ośmieszenie ludzi dążących do wyjaśnienia tego, co zdarzyło się pod Smoleńskiem.

Rozmaite badania i codzienne reakcje ulicy pokazują, że duża część społeczeństwa jest skołowana całą sprawą  i ma jej coraz bardziej dość. Spór prowadzony przez polityków na temat przyczyn katastrofy jest tak intensywny i zacięty, że zabija wrażliwość zwykłych ludzi, zabija ich pragnienie, aby dowiedzieć się, co rzeczywiście doprowadziło do tragedii. Sprawia, że coraz więcej ludzi uważa, iż to już nie jest poważna kwestia do wyjaśniania, ale jedynie pole politycznej wojny.

Dlaczego jednak spór o przyczyny smoleńskiej tragedii miałby być nadal traktowany poważnie, skoro rok po rozpoczęciu śledztwa mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy, ogłasza, że trzeba zbadać, czy Rosjanie nie doprowadzili do szybszego opadania samolotu przez rozpylenie helu?

Być może taki wniosek – obok wielu innych – trzeba było złożyć. Jednak czy rozsądny człowiek powinien snuć publicznie takie podejrzenia bez poważnych przesłanek i dzielić się tego typu teoriami z mediami? Nie chcę kpić z mecenasa, bo zrobi to zapewne świetnie zorganizowana orkiestra, ale trudno zachować powagę, czytając,  jak opowiada on tygodnikowi "Wprost" o działaniu helu.

Prawnik prezesa PiS strzela gola do własnej bramki – to jego problem. Gorzej, że szkodzi wszystkim tym, którzy chcą rzetelnego wyjaśnienia sprawy.