Czy przy takich wpadkach MSZ i prokuratury mamy jeszcze szansę na uprawianie tam skutecznej polityki? Wciąż tak, bo… niewiele można w niej pogorszyć. Ale powinny być one dzwonkiem alarmowym. Wezwaniem do zmian, by w przyszłości błędne procedury oraz nieodpowiedzialni urzędnicy nie podkładali min pod starania polskiego państwa.
Pomoc społeczeństwu obywatelskiemu to obecnie danie dnia polskiej dyplomacji na Białorusi. Skoro nie powiodła się pisowska polityka twardego wspierania opozycji, a nawet jej konkretnych liderów, skoro podobną porażkę poniosło platformerskie wciąganie Łukaszenki w orbitę zachodnią w zamian za łagodzenie polityki represji, pozostało pompowanie na Białoruś pieniędzy w nadziei, że ze wspomaganych struktur wykluje się kiedyś skuteczna siła opozycyjna.
Ale i ta metoda ma luki. Po pierwsze, pieniądze oznaczają rozliczenia, które w Polsce są jawne, nie chcemy wszak wspomagać opozycji z funduszy tajnych, bo to już szpiegostwo. Nasza jawność może jednak pomagać reżimowi w represjonowaniu niepokornych Białorusinów. Po drugie, część opozycji i grup niezależnych przekształciła się w pompy ssące pomoc zagraniczną, która bardziej służy zaspokajaniu potrzeb życiowych ich członków niż walce z reżimem. W efekcie środki te są marnowane.
Kryzys zawsze jest dobrą okazją do naprawy. Zreformowania mechanizmów udzielania pomocy i jej rozliczania, ale także zweryfikowania ofiarobiorców, czy aby na pewno spożytkowują pieniądze na pożądane przez nas cele. Polska polityka na Białorusi i tak już kuleje, nawet głupota niektórych urzędników MSZ nie jest w stanie jej popsuć. Może za to posłużyć naprawie sytuacji i oby tak cała ta afera się skończyła.