Nie dlatego, byśmy nie mieli w tej sprawie zdania; brak oceny wiązał się ze swego rodzaju kredytem, jaki otrzymał od naszej redakcji. Podkreśliliśmy, że „potrafi sobie radzić w sytuacjach trudnych" i zdecydowaliśmy się poczekać do prezentacji rozwiązań na drugą połowę kadencji.
Po dzisiejszej prezentacji oczekiwałem trzech rzeczy. Po pierwsze, treściwego określenia celów, jakie sobie stawia ten rząd na kolejne dwa lata. Po drugie, informacji o przewidzianej reorganizacji resortów. I dopiero po trzecie, prezentacji nazwisk nowych członków rady ministrów. Niestety, w kwestii dwóch pierwszych spraw moje oczekiwania nie zostały zaspokojone. Poznaliśmy za to nazwiska nowych (i w nowych rolach) członków gabinetu, dzięki czemu można próbować domyślać się, jaki kurs przybierze odnowiony rząd koalicji PO–PSL.
Na fundamentalne pytanie: czy rząd zdecyduje się na głębokie reformy, odpowiedź brzmi: raczej – a może nawet z pewnością – nie. W krótkiej przedmowie Donald Tusk wspomniał o potrzebie nowej energii, a wśród celów wymienił tylko dwa: zapewnienie wzrostu gospodarczego i zagospodarowanie środków unijnych. Taki zakres zadań potwierdza też zasadnicza (i jedyna) zmiana w konstrukcji resortowej gabinetu: stojąca na czele połączonych ministerstw Rozwoju Regionalnego oraz Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej Elżbieta Bieńkowska zastępuje w roli wicepremiera dotychczasowego ministra finansów. Oznacza to z jednej strony wzmocnienie ośrodka dyspozycji środków unijnych, z drugiej deklasację Ministerstwa Finansów.
Decyzja ta ma swoje niewątpliwe plusy. Elżbieta Bieńkowska to jeden z najlepszych ministrów w dotychczasowej ekipie Tuska, kompetentna merytorycznie i skuteczna. Powierzenie jej roli wicepremiera nie tylko wzmacnia jej dotychczasową pozycję, ale też daje nadzieję na przyspieszenie zmian we wciąż kulejących spółkach kolejowych czy projektach infrastrukturalnych. Z drugiej strony przesunięcie akcentu w stronę nowego superresortu osłabia znaczenie Ministerstwa Finansów. Już to wiąże się z pewnym ryzykiem w rządzeniu Polską.
Do tego postawienie na miejscu Jacka Rostowskiego pozbawionego wpływów politycznych i bez doświadczeń w administracji Mateusza Szczurka oznacza, że MF bardziej będzie pilnowało polityki budżetowej i dyscypliny fiskalnej, niż mierzyło się z poważnymi planami reformatorskimi. A bez nich wymieniony przez premiera „wzrost gospodarczy", przynajmniej w sensie jego znaczącego przyspieszenia, wydaje się mało osiągalny.