Czy, jak chce Aleksander Hall o konserwatywne i centroprawicowe kręgi wyborcze, których zaufania nadużył umizgując się przed wyborami zanadto lewicy, choćby poprzez zbyt mało zniuansowane poparcie dla in vitro? Niestety wybór jest jak ów homerycki, między Scyllą i Charybdą, z tą jednak różnicą, że Odyseusz mógł płynąć zachowując równy dystans do obu potworów. Komorowski musi postawić na jednego z nich licząc, że wybierze trafnie i nie zostanie pożarty.
Na razie wybiera elektorat lewicowy. Dzisiejszy poranny spacer z A. Kwaśniewskim to oko puszczone do charyzmatycznego niegdyś polityka lewicy, który w przeciwieństwie do Leszka Millera, czy Janusza Palikota nie zarządza strukturami w stanie rozpadu, tylko własną legendą. I tu ważne pytanie. Czy ta legenda zachowuje jeszcze świeżość? Czy i kogo zmobilizuje Kwaśniewski do wzięcia udziału w drugiej turze wyborów? Czy to wciąż liczne kręgi? Pomysł nie wydaje się zły, bo dla tradycyjnego elektoratu lewicy Kwaśniewski jeszcze coś znaczy. Jednak jest i druga strona medalu. Dla elektoratu konserwatywnego i centroprawicowego Kwaśniewski to głównie reminiscencja „komuny" i paradowanie Komorowskiego z nim pod rękę może zapewne budzić poczucie niesmaku.
Jeszcze gorzej towarzystwo Kwaśniewskiego odbiorą wyborcy Kukiza. Dla nich Kwaśniewski, prócz słusznego skojarzenia z byłym posiadaczem legitymacji PZPR i dziwnymi związkami na wschodzie, to przede wszystkim uosobienie establishmentu. O ile więc przynależność do establishmentu obciążą w ich oczach już samego Komorowskiego, o tyle prowadzanie się z Kwaśniewskim obciążenie kwantyfikuje. Może i są po stronie Kukiza byli działacze lewicy. Może nawet sam Kukiz to trybun ludowy, nie mniej jego domniemana lewicowość jest mocno podlana sosem patriotycznym i takąż retoryką. Kwaśniewski pasuje do tego jak pięść do nosa.
Scylla, czy Charybda? Lewica, czy prawica? Pisze w dzisiejszej "Rzeczpospolitej" Aleksander Hall o Komorowskim: „Przed przełomem 1989 roku należał do prawicowej części opozycji. Także w Trzeciej Rzeczpospolitej sytuował się na prawicy. (...) Odnoszę wrażenie, że w swej kampanii prezydent zaniedbał starania o ich (wyborców centroprawicowych) poparcie, być może uważając, że jest ono oczywiste."
Oczywistym, jak widać się nie okazało. Może więc urzędujący prezydent ma ostatni moment, by do nich przemówić? Odwołać się do tęsknot „popisowych"? Sięgnąć po zapomniane hasła dawnej opozycji? Myślę, że to jedyna właściwa droga, bo jego osobiste umizgiwanie się do lewicy, w świetle tego kim jest i co robił, zawsze będzie wyglądało sztucznie.