Nawet najzacieklejszych przeciwników byłego prezydenta. Fakt, że w niedzielę aż do 40 komisji nie przyszedł zupełnie nikt – prócz jej członków – jest miarą klęski kosztownego i chybionego pomysłu, który w ogniu walki o prezydenturę rzucił Bronisław Komorowski.
Tak, to prawda, demokracja kosztuje, nie warto na niej oszczędzać. Ale skala porażki samej idei referendum jest zbyt poważna, by przejść nad nią do porządku dziennego.
Podstawowy wniosek, jaki sam się nasuwa, jest taki, że niedzielne referendum będzie należało do tych wydarzeń w polskiej historii, na których nikt nie wygrał. Wszyscy są przegranymi, różnią się wyłącznie skalą strat.
Wyjątkowe narzędzie, jakim jest idea zasięgnięcia opinii obywateli w kluczowej dla państwa sprawie, zostało ośmieszone przez byłego prezydenta. Ale próżno jego przeciwnicy zacierają ręce. Jakkolwiek patetycznie to zabrzmi, referendum wyrządziło straty nie tylko Komorowskiemu, lecz także polskiej demokracji. Najniższa w historii III RP frekwencja może skutecznie odstraszyć polityków od stosowania tego narzędzia, które w szczególnych sytuacjach ma ogromne znaczenie. Tak, co cztery lata Polacy decydują o kierunku, w jakim pójdzie kraj, głosując na partie polityczne. Tyle tylko, że dotąd żadna partia w III RP samodzielnie nie zdobyła większości pozwalającej np. zmienić konstytucję. W takich kluczowych dla przyszłości państwa sprawach (było nią m.in. wejście do Unii Europejskiej) legitymacja uzyskana w ogólnokrajowym referendum ma zupełnie inną moc niż zwykła sejmowa większość.
Drugi wniosek z niedzielnego referendum powinna wyciągnąć Platforma Obywatelska. Choć największym przegranym jest Bronisław Komorowski, to PO autoryzowała jego działania, zgadzając się w Senacie na zaproponowane przez niego głosowanie. Z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że otoczenie byłego prezydenta było wręcz zaszokowane tak niską frekwencją. Dlaczego? Bo pokazała ona, jak dalece pomylił się Komorowski w interpretacji wydarzeń z pierwszej i drugiej tury wyborów. Frekwencyjne dno potwierdziło bowiem, jak fatalnie były prezydent odczytał intencje wyborców. Ale to też sygnał wskazujący, jak klasa rządząca oddaliła się od obywateli. Nikt nie potrafił przewidzieć wyniku Pawła Kukiza ani późniejszego sukcesu Andrzeja Dudy. Także i tym razem Platformie zabrakło czujności, by przewidzieć frekwencyjną klęskę.